Dr Makarewicz w Radio TokFm wyjaśnia, co wynika z azjatyckiej podróży Trumpa i dlaczego nie zmieniła ona podstawowych napięć między Stanami Zjednoczonymi a Chinami.
Tomasz Makarewicz: Za nami czterodniowa podróż Donalda Trumpa do Azji. Prezydent USA spotkał się z przywódcami Kambodży, Tajlandii, Malezji, Wietnamu, Japonii, Korei Południowej oraz Chin. Zapytany o ocenę rozmowy z Xi Jinpingiem powiedział, że w skali od zera do dziesięciu daje dwanaście. To jego charakterystyczna propaganda sukcesu, a my spróbujmy ustalić, co z tych wizyt faktycznie wynikło.
W każdej innej administracji seria takich spotkań byłaby jedną z najważniejszych podróży zagranicznych prezydenta. Chodzi o kluczowych partnerów handlowych i strategicznych, szczególnie w kontekście narastającej rywalizacji USA z Chinami. Można było oczekiwać dużych decyzji i przełomowych umów, ale poza oprawą i symboliką trudno wskazać konkretne efekty.
Najważniejszym wątkiem było spotkanie Trumpa z Xi Jinpingiem. Odebrano je jako rodzaj zawieszenia broni w trwającej wojnie handlowej. USA nałożyły wysokie cła na chińskie produkty, Chiny odpowiedziały kontrcłami, na przykład na soję. Chiny ograniczyły też dostęp do metali ziem rzadkich, na które mają wpływ jako jeden z największych producentów.
W trakcie rozmów uzgodniono, że obie strony na rok złagodzą część ograniczeń i spróbują wrócić do negocjacji. To jednak wciąż tylko czasowe porozumienie. Ostatecznej umowy handlowej nie ma i na razie trudno ocenić, czy się pojawi. W poprzednich rundach rozmów deklaracje zwykle nie przekładały się na trwałe ustalenia.
Drugim elementem wizyty były zapowiedzi porozumień z Japonią i Koreą Południową. W przypadku Japonii mówi się o inwestycjach rzędu 550 miliardów dolarów, w przypadku Korei o około 350 miliardach. Oba kraje miałyby zwiększyć inwestycje w amerykański przemysł. Korea, która ma silny przemysł stoczniowy, miałaby współpracować przy budowie statków w USA.
To jednak na razie tylko ogólne zapowiedzi. Padają nazwy firm, ale nie ma harmonogramu, informacji o finansowaniu ani konkretnych zobowiązań. Brakuje szczegółowej mapy realizacji.
Karolina Lewicka: Pojawiły się głosy, że Japonia i Korea Południowa „zapisały się do obozu amerykańskiego” w rywalizacji technologicznej.
Tomasz Makarewicz: To nie powinno dziwić. Oba kraje obawiają się Chin. Kiedy Trump wprowadził wysokie cła, państwa Azji Wschodniej zaczęły współpracować bardziej niż zwykle, mimo że nie zawsze mają dobre relacje między sobą. Mówiły jednym głosem, że muszą się bronić przed jednostronnymi działaniami USA. Symbolicznie widać więc spadek napięcia, ale problemy nie zniknęły. Wszystkie strony po prostu zgodziły się dać sobie kolejny rok na rozmowy.
Karolina Lewicka: W analizach tej wizyty często padało słowo „deeskalacja”. Trump przyznał, że nie rozmawiano o Tajwanie.
Tomasz Makarewicz: Tak. Temat Tajwanu w ogóle nie pojawił się w rozmowach, choć jest jednym z najbardziej zapalnych punktów w relacjach USA–Chiny. Widać też, że Trump nie wchodził w trudniejsze rozmowy z Wietnamem, który coraz bardziej skłania się ku Stanom Zjednoczonym z obawy przed Chinami.
Problem w tym, że w Waszyngtonie trwa równolegle debata, czy USA powinny skupić się na Europie i Ukrainie, czy raczej całkowicie przenieść uwagę na Pacyfik. Sama zmiana tonu nie oznacza więc, że spór się zmniejszył. Brakuje konkretnych działań. Fundamenty konfliktu pozostały nietknięte. To, że nie rozmawiano o Tajwanie, pokazuje, że Trump nie ma pomysłu na rozwiązanie tej kwestii.
Karolina Lewicka: A co z Ukrainą? Czy ten temat pojawił się w rozmowach?
Tomasz Makarewicz: Z relacji prasowych wynika, że rozmowy koncentrowały się na sprawach handlowych i dwustronnych relacjach USA–Chiny. Trudno powiedzieć, czy Ukraina była omawiana. Warto jednak zauważyć, że Chiny złagodziły swoje podejście, na przykład ograniczając zakup rosyjskiej ropy, gdy pojawiły się groźby sankcji. Chiny prowadzą politykę wspierania Rosji tylko do momentu, w którym nie szkodzi im to w relacjach z Zachodem.
Karolina Lewicka: To jeszcze pytanie o metale ziem rzadkich. Chiny mają wstrzymać wprowadzanie restrykcji na ich eksport przez 12 miesięcy. To tylko opóźnienie, a nie zniesienie ograniczeń. Trump sugeruje, że Pekin będzie to przedłużał z roku na rok. To realne?
Tomasz Makarewicz: Nie jestem sinologiem, ale patrząc na to, jak działa chińska dyplomacja, można powiedzieć, że Chiny zawsze zostawiają sobie furtkę. Myślą w długim okresie i reagują wtedy, gdy zmienia się otoczenie. Widać to choćby w ich podejściu do Rosji. Metale ziem rzadkich są dla nich źródłem zysku, zwłaszcza teraz, gdy gospodarka zwolniła. To także narzędzie wpływu na Zachód, bo chodzi o surowce strategiczne, potrzebne m.in. w zbrojeniówce. Chinom opłaca się więc utrzymać zależność, ale też wykorzystywać ją w negocjacjach.
Dla USA gra na czas również ma sens. To dodatkowy rok na szukanie alternatywnych źródeł. Widać, że Trump zaczynał pozytywniej patrzeć na Ukrainę, kiedy pokazano mu tamtejsze zasoby litu.
Problem polega na tym, że USA wciąż nie mają rozwiązania dla tego strategicznego wyzwania. Trudno też mówić o długofalowej strategii po stronie Trumpa.
Powyższy wpis powstał na podstawie wypowiedzi dr. Tomasza Makarewicza w radiu TOK.FM. Zapraszamy do odsłuchu rozmowy.
Teksty takie jak ten powstają dzięki wsparciu naszych patronów. Jeśli nasza misja jest Ci bliska, możesz zostać jednym z nich lub zachęcić do tego znajomych.