Nowy cios w Rosję. Dr Makarewicz: „Indie są kluczem do powodzenia sankcji”

przez Tomasz Makarewicz

USA i Unia Europejska wprowadzają kolejne pakiety sankcji wymierzone w rosyjski sektor naftowy, a Waszyngton coraz wyraźniej zmienia podejście do konfliktu w Ukrainie. Dr Tomasz Makarewicz w Radio Tok Fm tłumaczy, jak te decyzje wpływają na rosyjską gospodarkę i dlaczego w otoczeniu Donalda Trumpa dojrzewa nowa linia polityczna.

Przemysław Iwańczyk: USA nałożyły nowe sankcje na Rosję. To długo wyczekiwany pakiet, który uderza w Rosnieft i Łukoil. Zbiega się to z dziewiętnastym pakietem sankcji Unii Europejskiej i z dyskusją o przeniesieniu pożyczki reparacyjnej dla Ukrainy z zamrożonych aktywów. Pojawia się pytanie, czy to najczarniejszy dzień dla rosyjskiej gospodarki.

Tomasz Makarewicz: Trudno powiedzieć, czy najczarniejszy, ale na pewno jeden z gorszych. Do końca roku daleko i wiele może się wydarzyć, ale to jest poważny cios. Warto podkreślić, że w tych pakietach najważniejsze jest uderzenie w indyjskie rafinerie. Od początku pełnoskalowej wojny Rosja sprzedawała do Indii duże ilości ropy. Obecnie Indie odpowiadają za około czterdzieści procent rosyjskiego eksportu ropy. Celem sankcji jest zamrożenie tego kierunku handlu.

Zobaczymy, czy sankcje będą skuteczne. Przecieki wskazują, że w najgorszym scenariuszu indyjskie firmy zaczną ograniczać import rosyjskiej ropy, ponieważ będą obawiać się sankcji wtórnych. Rosja stanie wtedy przed problemem, bo nie ma komu sprzedawać tej ropy. Chiny są drugim największym odbiorcą i nie potrzebują więcej surowca. Poza nimi pozostają tylko mniejsze kraje. Czterdzieści procent dochodów z ropy to ogromna część rosyjskiego budżetu.

W tym samym czasie Rosja ma coraz większe problemy gospodarcze. Pojawiły się sygnały, że gospodarka może być w stanie recesji. Sektor prywatny wysyła negatywne sygnały. To kolejny cios, który może mocno utrudnić Putinowi prowadzenie wojny.

P.I.: Pojawia się pytanie, czy prezydent Donald Trump pozostanie konsekwentny w tej polityce, czy znów zmieni zdanie, tak jak w sprawie przekazania Ukrainie ATACMS.

T.M.: Trzeba podkreślić dwie rzeczy. Po pierwsze Trump jest chwiejny, bo sam nie wie, jak tę wojnę zakończyć. Bardzo chciałby zakończyć ją szybko, bo marzy mu się Pokojowa Nagroda Nobla. Jest też człowiekiem, którego łatwo przekonać. Często powtarza opinię ostatniej osoby, z którą rozmawiał. Widzieliśmy to w zeszłym tygodniu. Wystarczył jeden telefon od Putina, żeby zmienił zdanie o sto osiemdziesiąt stopni. Jeszcze kilka dni wcześniej mówił, że Rosja może zostać pokonana, a po rozmowie z Putinem próbował przekonywać Zełenskiego do oddania Donbasu.

Po drugie, w krótkim okresie ta chwiejność przekłada się na politykę. Trump może coś obiecać i zaraz się z tego wycofać. Jednak w dłuższym okresie widać trend. Od ośmiu, dziewięciu miesięcy stosunek administracji do Ukrainy się zmienia.

Amerykanie od dawna myśleli o stopniowym wycofywaniu się z Europy i skupieniu na Azji i konflikcie z Chinami. Gdyby Putin nie zaatakował Ukrainy, ten proces byłby szybszy. Po wybuchu wojny pojawił się problem, co USA mają zrobić. W administracji Trumpa zawsze były dwa obozy. Pierwszy, skupiony wokół starych konserwatystów i Departamentu Stanu, reprezentowany przez sekretarza Marka Rubio. Ten obóz uważa, że Ukrainie trzeba pomagać, bo szybkie zakończenie wojny pozwoli Europie lepiej wspierać USA w konflikcie z Chinami. Drugi obóz to grupa związana z Pentagonem i doradcą Jacoby’m, która uważała, że Ukrainę należy poświęcić i oddać Putinowi, aby zakończyć wojnę natychmiast i skupić się wyłącznie na Azji.

Ostatnie miesiące pokazały, że ten plan jest nierealny. Nie zgodzą się na niego ani Ukraińcy, ani Rosjanie. Rosja chce całej Ukrainy i trudno ocenić, jak duży teren chce anektować, a jaką część zostawić jako państwo marionetkowe. Ukraińcy wiedzą, że oddanie ziem oznacza kolejne Bucze i kolejne Irpień, więc nie przyjmą takiego rozwiązania.

Kolejne spotkania Trumpa z Zełenskim i Putinem pokazały, że obie strony nie są gotowe do rozmów, bo mają sprzeczne cele. W Waszyngtonie zaczęto rozumieć, że to Rosja jest stroną mniej racjonalną, ponieważ ma maksymalistyczne żądania, choć na froncie posuwa się o centymetry.

Z tego powodu polityka USA powoli przesuwa się w stronę bardziej pro-ukraińską. Nawet osoby, które wcześniej były przeciwne pomocy, jak wspomniany doradca w Pentagonie, zaczynają mówić o konieczności zakończenia wojny „kinetycznie”, czyli poprzez dostarczenie Ukrainie większej liczby systemów broni.

W tym wszystkim Europa odgrywa rolę większą, niż się jej przypisuje. Europejczycy stale pomagają Ukrainie. Ta pomoc nie jest tak spektakularna jak amerykańskie programy, ale jest regularna. Pojawiła się informacja, że Szwecja sprzeda Ukrainie systemy Gripen. Część dostaw to także europejskie pieniądze przeznaczone na zakup amerykańskiej broni, na przykład pocisków do systemów Patriot. W Waszyngtonie widać więc, że Europa robi swoje i nie da się zakończyć tej wojny inaczej niż przez dalsze wzmacnianie Ukrainy.

Po drugiej stronie stoi Putin, który najwyraźniej wciąż wierzy w powrót do czasów Związku Radzieckiego, co jest zupełnie nierealne.

P.I.: Pojawia się jednak problem konsekwencji Trumpa. Podczas jednego wystąpienia przedstawił trzy różne wersje swojego podejścia do spotkania z Putinem w Budapeszcie. Najpierw mówił, że się nie spotka, bo to strata czasu, potem że się spotka, a później wymyślił wersję pośrednią. Jeśli nawet w tak krótkim czasie prezentuje trzy sprzeczne komunikaty, trudno być pewnym, że pozostanie konsekwentny.

T.M.: Programy sankcyjne nie zależą jednak tylko od niego. Odpowiada za nie także Kongres. 

P.I.: Trump może próbować grać przed Putinem i tłumaczyć, że chciał podejść do sprawy inaczej, ale Kongres na niego naciska.

T.M.: W administracji Trumpa są osoby, które popierają sankcje. W zeszłym tygodniu zamieszanie wzięło się między innymi z działań specjalnego wysłannika Łajkowa. To jedna z ostatnich osób w otoczeniu Trumpa, która ma bardziej prorosyjskie myślenie. Jednocześnie jego wypowiedzi pokazują, że nie rozumie sytuacji. Twierdził na przykład, że rosyjskojęzyczni Ukraińcy chcą być częścią Rosji, co jest oczywistą bzdurą.

Łajkow jest prywatnym znajomym Trumpa. To deweloper i partner golfowy, a nie przedstawiciel dyplomacji. Trump powierzył mu tę rolę, bo go lubi. Wydaje się, że w zeszłym tygodniu Łajkow obiecał Trumpowi postęp, a telefon od Putina wzmocnił u Trumpa wrażenie, że proces pokojowy jest blisko. Jednak kilka dni później zderzył się z rzeczywistością. To, co widzieliśmy na konferencji prasowej, było próbą ratowania twarzy przez polityka, który uznał, że szybkie porozumienie z Putinem jest niemożliwe.

Musimy więc liczyć się z tym, że od czasu do czasu Trump zmieni zdanie o sto osiemdziesiąt stopni w ciągu jednego dnia. Pojawi się tygodniowy chaos informacyjny. Jednak trend jest jasny. Amerykanie wracają do polityki z końca administracji Bidena. USA pomagają Ukrainie w sposób dyplomatyczny i wywiadowczy, a Europejczycy biorą na siebie ciężar bezpośredniej pomocy finansowej i wojskowej.

W przypadku sankcji ważne jest też to, że mniejsza sprzedaż rosyjskiej ropy oznacza większą sprzedaż dla innych państw. Wśród nich są zarówno Stany Zjednoczone, jak i kraje, z którymi Trump utrzymuje dobre relacje, na przykład Katar i Arabia Saudyjska.

Powyższy wpis powstał na podstawie wypowiedzi dr. Tomasza Makarewicza w radiu TOK.FM. Zapraszamy do odsłuchu rozmowy.


Teksty takie jak ten powstają dzięki wsparciu naszych patronów. Jeśli nasza misja jest Ci bliska, możesz zostać jednym z nich lub zachęcić do tego znajomych.


Podobne opinie i ekspertyzy

Strona wykorzystuje pliki cookies w celu prawidłowego jej działania oraz korzystania z narzędzi analitycznych, reklamowych i społecznościowych. Akceptuję Polityka prywatności