Czy sprawa Epsteina może pogrążyć Donalda Trumpa? Dr Tomasz Makarewicz o politycznych konsekwencjach skandalu

przez Tomasz Makarewicz

Nowe e-maile Jeffreya Epsteina opublikowane przez Demokratów w Izbie Reprezentantów ponownie rozpaliły debatę o relacjach multimilionera z Donaldem Trumpem. Czy były prezydent mógł wiedzieć o przestępstwach seksualnych swojego dawnego znajomego i czy ta sprawa ma dziś realny potencjał, by zaszkodzić mu politycznie? W rozmowie w Radiu TOK FM dr Tomasz Makarewicz analizuje kulisy afery Epsteina oraz jej możliwe konsekwencje dla amerykańskiej sceny politycznej.

Filip Kekusz: Demokraci z komisji ds. nadzoru Izby Reprezentantów w Stanach Zjednoczonych opublikowali e-maile Jeffreya Epsteina, które zdają się sugerować, że Donald Trump wiedział, a przynajmniej mógł wiedzieć, o przestępstwach seksualnych popełnianych przez multimilionera, niegdyś jego bliskiego kolegę. To już kolejna odsłona tej sprawy, która wraca jak bumerang. I znów pojawiają się dwa pytania: po pierwsze czy Donald Trump wiedział, co robił Epstein? I po drugie czy ta sprawa, żyjąca już bardzo długo, może go politycznie pogrążyć?

dr Tomasz Makarewicz: Ludzie często przytaczają taką wypowiedź Trumpa, że „Jeffrey, tak jak ja, lubi piękne kobiety, tylko że takie młodsze”. I wszyscy zastanawiali się wtedy, o co chodzi. Czy chodzi po prostu o typowego czterdziesto-, pięćdziesięcio-, sześćdziesięcioletniego milionera, który może sobie pozwolić na randkowanie z młodszymi, ale jednak w cudzysłowie „legalnymi” dwudziestoletnimi studentkami? Czy chodziło już wtedy o coś znacznie gorszego, o pedofilię?

Te spekulacje nigdy nie miały jasnego wyjaśnienia, aż do momentu, gdy zaczęły się pojawiać bardziej konkretne informacje. Mniej więcej na początku wakacji wrócił choćby temat słynnego listu, czy też pocztówki, którą Trump wysłał Epsteinowi na jego 50. urodziny. Było też zdjęcie, na którym Epstein trzymał fałszywy czek. Rzekomo za to, że sprzedał albo kupił od Trumpa „zużytą kobietę”, czyli w domyśle jakąś byłą partnerkę. Już wtedy brzmiało to co najmniej dwuznacznie.

Natomiast te ostatnie e-maile są znacznie bardziej wprost. Pojawia się w nich na przykład zdanie, że Trump wiedział, co robiła Ghislaine Maxwell. Kobieta, która rekrutowała dla Epsteina dziewczyny. I tu wiele osób zwraca uwagę na to, że Trump i Epstein mieszkali obok siebie na Florydzie, w Palm Beach, a Trump prowadził tam swój klub Mar-a-Lago, gdzie zatrudniano młode kobiety jako hostessy. Najpewniej więc przez długie lata Trump po prostu pozwalał Epsteinowi, mówiąc wprost rekrutować tam dziewczyny, bardzo możliwe, że nieletnie, do jego pedofilskiej siatki.

W tych mailach pojawia się też zdanie sugerujące, że Trump spędził kilka godzin z jedną z dziewczyn, które były ofiarami Maxwellowej. Nie wiadomo dokładnie, o kogo chodzi, ale wiadomo, że mowa jest o osobie nieletniej. To sprawia, że nawet jeśli sprawa nie jest jeszcze formalnie przesądzona, to coraz trudniej uciec od takich podejrzeń.

Filip Kekusz: No właśnie, czy ta sprawa może Trumpowi realnie zaszkodzić?

dr Tomasz Makarewicz: Do tej pory Trump był politykiem „teflonowym”. Mówi się czasem, że każdy inny prezydent czy polityk, który zmierzyłby się choćby z jednym procentem skandali Trumpa, dawno zniknąłby z życia publicznego. Przypomnijmy choćby jego fejkowy uniwersytet, gdzie ludziom ściągano pieniądze z kart kredytowych w zamian za zdjęcie z wyciętą z kartonu postacią Trumpa. A jednak on zawsze potrafił to jakoś wyjaśnić, zrzucić na spisek elit, wyrwać z kontekstu, powiedzieć, że to nie była żadna afera.

Wydaje się jednak, że sprawa pedofilii może być tą jedną, od której będzie mu naprawdę trudno uciec z dwóch powodów. Po pierwsze, nawet w tak skrajnie spolaryzowanej polityce jak amerykańska, nikt nie lubi pedofilów. To chyba jeden z ostatnich tematów, co do których wszyscy się zgadzamy: pedofilia jest czymś absolutnie złym.

Po drugie, sprawa Epsteina była czymś, na czym kampania Trumpa bardzo mocno jechała przed poprzednimi wyborami. Nie tylko on, ale też ważne postacie z jego otoczenia obiecywały ujawnienie tak zwanej „listy Epsteina”, listy jego klientów, sugerując, czasem wręcz wprost, że pogrąży ona wielu znanych polityków Partii Demokratycznej.

Filip Kekusz: Tak, taka narracja rzeczywiście była bardzo mocna.

dr Tomasz Makarewicz: Dokładnie. Pojawiały się wręcz teorie spiskowe, że Demokraci to jakiś satanistyczny kult pedofilów. Nie żartuję, takie słowa naprawdę padały. Jeszcze niedawno Elon Musk insynuował coś takiego pod adresem Hillary Clinton. A jednocześnie wiedzieliśmy, że Bill Clinton, były prezydent USA, miał kontakty z Epsteinem i przynajmniej latał jego samolotem. Republikanie bardzo ostro postawili więc na tę kartę w swojej wojnie kulturowej: „Głosujcie na nas, bo obronimy was nie tylko przed migrantami, ale też przed siatką pedofilską rzekomo rządzącą Demokratami”.

Elektorat MAGA bardzo czekał na ujawnienie tej listy. Jeszcze na początku obecnej prezydentury Trumpa, wiosną, ludzie tacy jak Kash Patel czy Pam Bondi (odpowiednik prokuratora generalnego) mówili wprost, że mają listę Epsteina na biurku i lada chwila ją opublikują. I nagle Republikanie zamilkli.

Co więcej, ostatnie wydarzenia w amerykańskiej polityce sugerują, że bardzo boją się dokumentów dotyczących sprawy Epsteina. Mike Johnson wykorzystywał tę sprawę jako pretekst, by nie otwierać posiedzenia Izby Reprezentantów i nie zaprzysiąc nowo wybranej kongresmenki z Arizony. Mówiono, że chodziło o to, iż byłaby ona 218. osobą, która podpisałaby petycję zmuszającą Biały Dom do publikacji dokumentów w sprawie Epsteina.

Ta sprawa jest więc na tyle trudna, że ludziom z kręgu MAGA coraz ciężej ją wyjaśniać bez sięgania po bardzo dziwne figury stylistyczne i jeszcze dziwniejsze teorie spiskowe. A pamiętajmy też, że w USA kluczową grupą są wyborcy niezależni pomiędzy Demokratami a Republikanami. I oni też nie lubią tej sprawy, chcieliby jej wyjaśnienia.

Wydaje się, że może ona z jednej strony zdemobilizować mniej radykalnych Republikanów i część niezależnych, którzy zwykle skłaniają się ku prawicy, mogą po prostu zostać w domu. Z drugiej strony, dla wyborców bliższych lewicy może to być jeden z ważnych czynników w procesie wyboru w nadchodzących wyborach.

Powyższy wpis powstał na podstawie wypowiedzi dr. Tomasza Makarewicza w radiu TOK.FM. Zapraszamy do odsłuchu rozmowy.


Teksty takie jak ten powstają dzięki wsparciu naszych patronów. Jeśli nasza misja jest Ci bliska, możesz zostać jednym z nich lub zachęcić do tego znajomych.

Podobne opinie i ekspertyzy

Strona wykorzystuje pliki cookies w celu prawidłowego jej działania oraz korzystania z narzędzi analitycznych, reklamowych i społecznościowych. Akceptuję Polityka prywatności