Wyniki egzaminu ósmoklasisty są jak zdjęcie rentgenowskie polskiego systemu edukacji. Dr Wojciech Paczos – makroekonomista i badacz współpracujący z Cardiff University oraz PAN – w rozmowie z Agnieszką Lichnerowicz w Radiu TOK FM mówi wprost: nierówności edukacyjne rosną, a ich skutki będą ciążyć na przyszłości gospodarki.
Agnieszka Lichnerowicz: Jestem bardzo ciekawa, na co pan przede wszystkim zwrócił uwagę, analizując wyniki ósmoklasistów, które poznaliśmy w ostatnich dniach?
Wojciech Paczos: Zacznę od tego, że nie jestem ekspertem od edukacji ani od programów edukacyjnych. Trochę znam się na statystyce i trochę ją rozumiem, więc mogę spojrzeć na te wyniki, ale podejrzewam, że nie dlatego mnie pani zaprosiła. Myślę, że zaprosiła mnie pani jako makroekonomistę, który od lat – także na antenie TOK FM – powtarza, że edukacja jest kluczowa dla gospodarki, dla przyszłego wzrostu gospodarczego i dla naszego dobrobytu. I dlatego te wyniki mnie niepokoją.
Agnieszka Lichnerowicz: Dlaczego?
Wojciech Paczos: Nawet patrząc na średnie, sprawa wygląda źle. Skupię się na matematyce, bo to bardzo ważny przedmiot – pomaga strukturyzować myślenie. Nie da się jej łatwo zastąpić kalkulatorem czy nawet AI – to może brzmi kontrowersyjnie, ale trochę tak jest. Trzeba rozumieć matematykę, żeby umieć korzystać z tych narzędzi. I tu widać bardzo wyraźne rozjazdy – w dwóch wymiarach.
Po pierwsze: gminy miejskie, czyli większe miasta, uciekają całej reszcie. Średnia z matematyki w miastach wynosi 52%, podczas gdy w innych gminach to tylko 42% – różnica dziesięciu punktów procentowych.
Po drugie: szkoły niepubliczne osiągają wyniki lepsze niż szkoły publiczne. Mówimy tu o podstawówkach. Średnia w szkołach niepublicznych to prawie 57%, a w publicznych 45%. Dwanaście punktów różnicy – to bardzo dużo.
Agnieszka Lichnerowicz: Zwróciłyśmy uwagę, że ta różnica widać szczególnie w matematyce, ale też w języku angielskim. Co ciekawe, najniższe wyniki są nie zawsze na wsi – czasem wieś osiąga lepsze wyniki niż małe miasta do 20 tysięcy mieszkańców. Co to mówi?
Wojciech Paczos: Nie mogę tego ani potwierdzić, ani zaprzeczyć – nie mam tak szczegółowego rozbicia. Przeglądałem arkusze – zresztą zachęcam wszystkich, którzy osiągnęli 50% z matematyki, żeby sami weszli na stronę ministerstwa edukacji, ściągnęli arkusz i policzyli średnie. To jest dosyć proste. Ale takie szczegółowe kategorie nie są tam dostępne. Wiem, że niektórzy badacze to robili, ale to nie jest nasze zadanie – to powinno robić ministerstwo edukacji. A oni tego nie robią. To pierwszy problem.
A wracając do pytania: to wszystko świadczy o tym, że coś się rozjeżdża. Jedni powiedzą, że szkoły niepubliczne są po prostu lepsze od publicznych. Ale trzeba zauważyć, że lepsze wyniki w dużych miastach i w szkołach niepublicznych są ze sobą powiązane – bo właśnie w dużych miastach najczęściej funkcjonują szkoły niepubliczne.
Agnieszka Lichnerowicz: Czyli wyniki to nie tylko kwestia szkoły, ale też jej lokalizacji?
Wojciech Paczos: Dokładnie. I to prowadzi nas do niepokojącego wniosku. Szkoły niepubliczne działają trochę poza systemem. Nie w sensie prawnym, ale strukturalnym. Na przykład: szkoły publiczne nie mogą wybierać uczniów – obowiązuje w nich rejonizacja. Selekcjonowanie dzieci na tak wczesnym etapie – a mówimy o wieku sześciu lat – jest szkodliwe. Trudno wtedy rozpoznać prawdziwy talent, zwłaszcza odróżnić go od kapitału kulturowego wyniesionego z domu.
Dzieci z bogatszych domów – gdzie są książki, gdzie się rozmawia, gdzie rodzice inwestują czas i pieniądze – po prostu wydają się zdolniejsze. Ale to nie jest ich „zasługa” ani „wina”. Szkoła powinna wyrównywać te szanse, a nie je pogłębiać. To jest bardzo ważne – również z punktu widzenia gospodarczego.
Agnieszka Lichnerowicz: Bo publiczna edukacja miała być fundamentem budowy obywatelskiego, równego społeczeństwa?
Wojciech Paczos: Dokładnie. Idea równości szans to jedno z nielicznych haseł, które łączy wszystkich – polityków z lewa i z prawa, liberałów i konserwatystów. Nikt nie powie wprost, że równość szans jest zła. Problem polega na tym, że wszyscy o niej mówią, ale nikt nic z tym nie robi.
Nie słyszałem, żeby którykolwiek polityk w ostatnich 10–15 latach zaproponował reformę, której celem byłaby poprawa równości szans. Są różne cele: PKB, koleje, drogi – ale nie równość szans.
Agnieszka Lichnerowicz: Dlaczego osoby, które mogą zapewnić dzieciom lepszy start, miałyby się tym przejmować?
Wojciech Paczos: To nie jest proste. Jasne, że każdy z nas chce najlepiej dla swoich dzieci. Ale chodzi o coś więcej: żeby jak najwięcej dzieci miało szansę rozwinąć swój potencjał. Bo talenty nie są równomiernie rozłożone zgodnie z majątkiem rodziców. Jest mnóstwo zdolnych dzieci, które nie pochodzą z bogatych domów. I jeśli im nie damy szansy – to wszyscy tracimy.
To się przekłada na gospodarkę. Każdy z nas to taki mały komputer – rozwijając swój umysł, jesteśmy w stanie tworzyć więcej, także dla innych. Wiedza nie powstaje w fabrykach – ona powstaje w głowach.
Agnieszka Lichnerowicz: To przypomina rozważania Michaela Sandela o merytokracji. Czy nie jesteśmy właśnie w momencie, gdy rosną nierówności, rośnie resentyment, a wspólnota się rozpada?
Wojciech Paczos: Zgadzam się. Nierówności są złe nie tylko społecznie, ale też gospodarczo. Jeśli zdolne dzieci z biednych domów nie dostaną szansy, to nie będzie komu pracować w firmach zakładanych przez dzieci z bogatych domów. Nawet jeśli spojrzymy na to brutalnie, kapitalistycznie – to się po prostu nie spina.
I jeszcze jedno. Te szkoły prywatne osiągają świetne wyniki z matematyki i angielskiego. Ale z języka polskiego – już niekoniecznie. Wyniki są równe, co pokazuje, że coś tu trzeba jeszcze zbadać. Potrzeba pogłębionych analiz.
Agnieszka Lichnerowicz: A czego powinniśmy domagać się od Ministerstwa Edukacji?
Wojciech Paczos: Po pierwsze: to ministerstwo powinno prowadzić analizy wyników – a nie obywatele na Twitterze. Po drugie: powinniśmy wiedzieć, co szkoły rzeczywiście robią. Czy osiągają dobre wyniki, bo dobrze uczą, czy dlatego, że przyjmują wyselekcjonowanych uczniów?
I po trzecie – i najważniejsze: potrzebujemy reformy, która wyrówna szanse. Zlikwidowanie prac domowych to nie jest żadna poważna zmiana. Musimy dążyć do tego, żeby dobre szkoły – publiczne i prywatne – były dostępne dla wszystkich. Na równych zasadach.
Powyższy wpis powstał na podstawie wypowiedzi dr. Wojciecha Paczos w radiu TOK.FM. Zapraszamy do odsłuchu rozmowy.
Teksty takie jak ten powstają dzięki wsparciu naszych patronów. Jeśli nasza misja jest Ci bliska, możesz zostać jednym z nich lub zachęcić do tego znajomych