W rozmowie z Executive Magazine dr Paweł Bukowski – ekonomista z London School of Economics – wyjaśnia, jak nierówności odbierają nam wybitne talenty i dlaczego to poważne zagrożenie dla rozwoju cywilizacji.
Jak mówił Winston Churchill, naturalną cechą kapitalizmu jest nierówny podział bogactwa. Czy dominujący obecnie rentierski model będzie prowadził wyłącznie do dalszego wzbogacania się elit?
To, że ludzie bogacą się w różnym stopniu, nie jest wyłącznie cechą kapitalizmu. W komunizmie, który jest powszechnie traktowany jako system leżący po drugiej stronie spektrum, te nierówności nie są wcale szczególnie piętnowane. Tak naprawdę, czytając Marksa, bardzo mało jest tam de facto o nierównościach. Są one raczej traktowane jako kwestia drugorzędna. Trochę bardziej w stronę zrównania dochodu czy bogactwa szedł Mao Zedong w czasie rewolucji kulturalnej. Natomiast w marksistowsko-leninowskiej wersji komunizmu, pewien stopień nierówności jest dopuszczalny.
Kapitalizm ze swej natury zawsze generuje różnice w dochodzie i bogactwie, natomiast diabeł tkwi w skali tego zróżnicowania. Są kraje kapitalistyczne takie jak Szwecja, gdzie mamy bardzo małe nierówności dochodowe. Z kolei w innych, jak na przykład w USA, są one znacznie większe. Ale gdy spojrzymy na nierówności majątkowe, to okazuje się, że w Szwecji są one dość duże, nieznacznie mniejsze niż w Stanach Zjednoczonych.
Także ten obraz jest znacznie bardziej skomplikowany. Zależy od tego, na jaką formę kapitalizmu patrzymy, bo jest ich bardzo wiele. Od anglosaskiego po kontynentalny europejski. Nie wszystkie rodzaje nierówności muszą się też pokrywać. Możemy uszeregować kraje według nierówności dochodowych, ale już rozkład pod względem nierówności majątkowych czy nierówności szans będzie wyglądał zupełnie inaczej.
Nierówności szans to trzecie pojęcie w dyskusji o nierównościach. Nie mówimy już o tym, ile ktoś ma dochodu czy majątku, ale pytamy, w jakim stopniu ich sukces w życiu zależy od jego ekonomicznego pochodzenia. I tu też się okazuje, że o ile na przykład kraje komunistyczne, takie jak Polska w latach 70. czy 80., miały dość niskie nierówności dochodowe czy majątkowe, o tyle nierówności szans nie były wcale takie małe. Wspomniana myśl Churchilla zaczyna nam się mocno komplikować, im bardziej się zagłębiamy w temat nierówności. Dlatego stwierdzenie, że każdy kapitalizm zawsze generuje nierówności, nie jest prawdziwe.
Bieda i bogactwo – czy definiuje je stan portfela, czy może raczej stan umysłu? I dlaczego, mimo globalnego postępu cywilizacyjnego, nierówności ekonomiczne są coraz większe?
Nie jest tak, że nierówności stanowią nieodzowny element postępu cywilizacyjnego czy globalizacji. To jest po części nasz wybór. Może zacznę od początku. W latach 50. Simon Kuznets, jeden z najwybitniejszych ekonomistów XX wieku, poczynił obserwację, że w początkowych fazach rozwoju gospodarczego nierówności rosną. Natomiast po osiągnięciu pewnego etapu rozwoju, wedle jego teorii, nierówności powinny zacząć maleć. Pokrywało się to poniekąd z danymi empirycznymi, bo faktycznie w kolejnych dekadach poziom nierówności na zachodzie, a zwłaszcza na wschodzie, spadał w prawie wszystkich krajach.
Jednak od lat 80. trend zaczął się odwracać – nagle nierówności zaczęły rosnąć. W tym momencie nastąpiło odejście od krzywej Kuznetsa. To uświadomiło ekonomistom, że nierówności nie zawsze muszą spadać, albo rosnąć. To trochę zależy od nas, od społeczeństwa. To, że nierówności spadały wynikało z konkretnych działań rządów na całym świecie. To, że od lat 80. rosną też wynika z konkretnych rozwiązań instytucjonalnych.
Dlatego unikałbym w tej kwestii fatalizmu. To, czy w przyszłości nierówności będą rosły, czy też będą malały, jest w pewnym sensie wynikiem zmian ekonomicznych, technologicznych, ale też konkretnych działań na poziomie państw.
Mówiąc o działaniach na poziomie państw, zdaniem populistów zamożni bogacą się na barkach biednych. Czy redystrybucja, większe podatki dla najbogatszych i pomoc socjalna są rozwiązaniem tego problemu?
Tak i nie. Ogólnie ekonomiści zgadzają się co do tego, że zamiast redystrybuować, lepiej jest predystrybuować.
Walkę z nierównościami można toczyć na dwóch etapach. Możemy oddziaływać na nierówności poprzez właśnie predystrybucję i starać się wpłynąć na to, ile zarabia dany pracownik. Na tym etapie działamy poprzez np. związki zawodowe. Mamy również płacę minimalną, która pomaga ustalić minimalne zarobki osób najbiedniejszych.
Prawdopodobnie najważniejszym narzędziem predystrybucji jest jednak edukacja, przez co rozumiem równy dostęp do edukacji dla wszystkich. Zapewnienie wszystkim odpowiednich umiejętności powoduje, że ludzie w przyszłości będą zarabiać podobnie, bo wszyscy będą mieli podobne, wysokie umiejętności. W takim ujęciu predystrybucja polega na wyrównywaniu nierówności nie poprzez zabieranie z jednej kieszeni do drugiej, jak to robią podatki i transfery, tylko poprzez stworzenie sytuacji ekonomicznej, gdzie zarobki ogółem są mniej-więcej równe. To oczywiście nie zawsze się udaje.
W tym momencie przychodzi redystrybucja. Uznajemy, że poziom nierówności nie jest zadowalający, a np. nie chcemy wprowadzać płacy minimalnej, więc rozwiązaniem są podatki, czyli podatek progresywny – obciążający w większym stopniu bogatych. To nie jest najlepsza metoda, bo takie działania zawsze powodują pewne zaburzenia w gospodarce. Podatki w ogóle nie są efektywnym narzędziem korygowania dochodu. Natomiast czasami są koniecznością.
W Polsce powstała patologiczna sytuacja, w której redystrybucja – w formie podatków, transferów, składek – w ogóle nie zmienia poziomu nierówności. Paradoksalnie, pomaga ona najbogatszym bogacić się jeszcze bardziej. Jeśli spojrzymy jaki procent dochodu trafia do najbogatszego procenta Polaków przed i po naliczeniu podatków, to okazuje się, że ten symboliczny kawałek tortu wzrasta po uwzględnieniu wszystkich danin. Najzamożniejsi zrzucają się w mniejszym stopniu niż reszta społeczeństwa. Najbardziej traci klasa średnia. W kontekście nierówności w naszym kraju uważam, że jest to jedna z kluczowych rzeczy do naprawy.
Dalszą część znajdziecie na stronie executivemagazine.pl, gdzie tekst ukazał się w oryginale.
Tekst przeczytać można także w języku angielskim.
Teksty takie jak ten powstają dzięki wsparciu naszych patronów. Jeśli nasza misja jest Ci bliska, możesz zostać jednym z nich lub zachęcić do tego znajomych.