Taka piękna katastrofa Rosji. Stan przed negocjacjami z Trumpem – Tomasz Makarewicz dla OKO.Press

przez Tomasz Makarewicz

Pomimo propagandy Kremla, rosyjska gospodarka najpewniej znajduje się w tak złym stanie, że ekonomiści musieli odświeżyć sobie pojęcie stagflacji. Co oznacza to dla Ukrainy, Rosji i dalszych losów wojny? 

W tym tekście chciałbym przedyskutować stan rosyjskiej gospodarki i jego znaczenie dla trwającej już trzy lata pełnoskalowej agresji Rosji na Ukrainę. Posłuży to też jako komentarz do prawdopodobnych scenariuszy tej wojny i jej potencjalnego końca.

To o tyle ważne, że wielu komentatorów skłania się do przekonania, że jakieś rozstrzygnięcie – niezależnie od formy i długotrwałości – czeka nas jeszcze w tym roku. Obie strony są zmęczone de facto 11-letnią imperialną wojną Putina, w której z dużym prawdopodobieństwem zginęło dwieście tysięcy żołnierzy obu stron i dziesiątki tysięcy ukraińskich cywili.

Do tego niedługo do Białego Domu wprowadzi się Donald Trump, który w trakcie kampanii wyborczej obiecywał rychły koniec walk.

Tej prognozie towarzyszy często drugie przekonanie: Rosja stoi dzisiaj na silniejszej pozycji przetargowej, dlatego to właśnie Kijowi powinno bardziej zależeć na ugodzie, i to Kijów musi być gotowy na większe ustępstwa.

Taką opinię podziela na przykład Anatol Lieven, szef Programu Euroazjatyckiego w Quincy Institute, który napisał niedawno głośny i kontrowersyjny tekst o wszystko mówiącym tytule „Zacznijmy, trzymając Ukrainę z dala od negocjacji o zawieszeniu broni”.

Obie tezy wydają mi się nieoczywiste: Rosja nie ma bezspornie silniejszej pozycji od Ukrainy, a w konsekwencji wojna może potrwać dłużej, niż zakładają to komentatorzy – ale może też rozstrzygnąć się nagle i z dala od konferencji dyplomatycznych.

Kluczem do zrozumienia tego problemu jest trawestacja słynnego powiedzenia z kampanii wyborczej Billa Clintona: „Gospodarka Rosji, głupcze”!

Plan wojny i słabości Zachodu

Po wybuchu pełnej wojny okazało się, że Rosja zaczęła się do niej solidnie przygotowywać już w 2014 roku. Bezsprzecznym „bohaterem” tych starań była grupa rosyjskich technokratów-ekonomistów, skupionych szczególnie w Rosyjskim Banku Centralnym pod przewodnictwem Elwiry Nabiulliny.

Rosja w wojnę weszła z bogatym zapasem rezerw Banku Centralnego o wartości ponad 600 miliardów dolarów (połowa tych aktywów ulokowana była w zachodnich aktywach i trzy lata temu została zamrożona) oraz wartym około 180 miliardów dolarów Funduszem Narodowego Dobrobytu Federacji Rosyjskiej (FND).

To pozwoliło Kremlowi ustabilizować kurs rubla i później ratować budżet po kolejnych turbulencjach rynkowych.

Rosyjski Bank Centralny miał też gotowy plan awaryjny na wypadek zawieszenia systemu SWIFT w Rosji, co uchroniło rosyjski system bankowy przed zawałem.

Zarazem Rosja rozpoczęła inwazję bez mobilizacji gospodarki na potrzeby produkcji wojennej. To ujawnia, że Putin planował krótki konflikt, spodziewając się, że ukraińska armia rozpadnie się jak domek z kart pod naciskiem chirurgicznych uderzeń rosyjskich wojsk. Do tego błyskawiczny rajd na Kijów i (dosłownie) dekapitacja władz Ukrainy miały sparaliżować administrację wojskową i cywilną.

Zanim ktokolwiek dałby radę zorganizować systematyczny opór, Putin miał kontrolować ważniejsze miasta i aparat państwowy.

Stąd właśnie memy o „trzydniowej specjalnej operacji”, chociaż dokumenty zdobyte na rosyjskich oficerach sugerują raczej plan rozpisany na dwa tygodnie.

Nieudany blitzkrieg

Na boku, pozostaje zabawną ironią, że Putin, posługując się wymówką o rzekomym nazizmie Kijowa, zaplanował Blitzkrieg.

W takim scenariuszu „specjalna operacja wojskowa” sama z siebie nie byłaby większym ciężarem dla rosyjskiej gospodarki. Z drugiej strony, Putin zakładał negatywną reakcję ze strony Zachodu, przy czym najszybsze efekty miałyby sankcje wymierzone w banki i transakcje finansowe.

Błyskawiczny upadek rządu w Kijowie oraz szerzej – przeświadczenie, że przecież Ukraina i tak należy do rosyjskiej strefy wpływów – miały przekonać Zachód, że nie ma sensu zawracać Dniepru kijem. Putin najpewniej spodziewał się, że musi przeczekać kilka miesięcy symbolicznych sankcji i zawirowań na rynkach finansowych, ale ostatecznie przywódcy Europy i Ameryki po cichu znormalizują relacje z Moskwą.

Właśnie dlatego ciężar przygotowań do wojny spoczął na Rosyjskim Banku Centralnym. Tu należy podkreślić, że nastawienie Putina jest w dużej mierze naszą winą – dokładnie taki scenariusz tchórzostwa i wygodnictwa Zachodu wypełnił się przecież w 2014 roku.

Problem w tym, że Putin zapomniał skonsultować swój plan z Ukraińcami.

Ci skutecznie odparli rajd rosyjskich komandosów na Kijów w bitwie o lotnisko w Hostomelu (ratując tym Zełenskiemu życie) i od początku stawili twardy i dobrze zorganizowany opór na północy i wschodzie kraju, oddając tylko pas ziemi nad Morzem Azowskim.

Zachód zakochał się w sukcesie Ukrainy, zaczął wysyłać jej coraz bardziej zaawansowaną broń i nakładać na Rosję kolejne sankcje. Po ukraińskiej kontrofensywie w rejonie Charkowa, do Kremla dotarło, że wojna nie skończy się szybko.

Putin stanął przed następującym problemem

  • W 2021 roku Rosja miała 10. w świecie nominalne PKB, nieco mniejsze niż Kanada (!) i Włochy, i nieco większe niż Korea Południowa. Japonia (z podobną populacją, 125 do 140 milionów) miała prawie dwukrotnie, a USA prawie 13-krotnie (!) większą gospodarkę.
  • W przeliczeniu na parytet siły nabywczej (czyli uwzględniając różnice w cenach) ten obraz nieco poprawia się na korzyść Rosji, ale pozostaje faktem: z gospodarczego punktu widzenia Rosja nie jest równoważnym konkurentem Zachodu, ale co najwyżej regionalną potęgą o sile na poziomie średniego członka zachodniego sojuszu.
  • Mobilizacja Zachodu dla Ukrainy pozostawia, pisząc dyplomatycznie, wiele do życzenia, ale nawet ten mikry wysiłek pozwolił Ukrainie utrzymać front i narzucić Rosji olbrzymie tempo działań wojennych, liczonych w tysiącach czołgów i pojazdów piechoty.

Jak sfinansować taki maraton?

Pełzająca mobilizacja

Włodarze na Kremlu uznali, że wciąż mają szansę na wygranie wojny, bo wysiłek Zachodu jest jednak zbyt mały, aby pozwolić Ukrainie na natychmiastowe rozstrzygnięcie konfliktu.

Rosja postawiła na „pełzającą mobilizację” sprzętu i ludzi.

Przemysł wojskowy zaczął pracować na maksimum swoich możliwości, z trzema zmianami dziennie, przy czym punktem ciężkości tej produkcji jest restauracja olbrzymich zasobów broni odziedziczonej jeszcze po ZSRR i jego przygotowaniach do wojny z NATO. W międzyczasie rosyjska armia zaczęła mobilizować 25 do 30 tysięcy ochotników każdego miesiąca.

W zamyśle skala tej mobilizacji to złoty środek dla Putina.

  • Z jednej strony, Rosja unika masowego poboru i otwartego przestawienia gospodarki na tzw. komunizm wojenny. Stąd Putin może udawać przed społeczeństwem, że mobilizacji nie ma i że mieszkańcy Petersburga i Moskwy mogą w spokoju odpoczywać przed telewizorem.
  • Z drugiej jednak strony, mobilizacja jest na tyle duża, że na papierze przekracza produkcję Ukrainy i mikre zachodnie dostawy.

Możemy się domyślać, że Kreml zakładał, że w wariancie optymistycznym ukraińska armia po okresie wojny na wyniszczenie pęknie i będzie można wrócić do błyskawicznej wojny manewrowej; a w pesymistycznym – Zachód ostatecznie znudzi się i odetnie Ukrainie pomoc, co zmusi Kijów do negocjacji.

Dodatkowo w połowie 2022 roku Moskwie pomogły wysokie ceny surowców energetycznych (zresztą w dużej mierze wywołane samą wojną) i przez to wysokie wpływy do budżetu. Putin nie spodziewał się też, że Europie uda się uniezależnić od jego gazu, do tego zaczął budować sieć alternatywnych szlaków handlowych z Chinami.

Co mogło pójść nie tak?

Cztery wady

Cały ten plan od początku miał jednak cztery podstawowe wady:

  1. Wysokie ceny ropy były zjawiskiem przejściowym.
  2. Putin nie docenił gotowości Europy i Ameryki do pomocy i sankcji. Tu chcę podkreślić: nie chodzi o (zbyt niską) skalę, ile raczej wytrwałość Zachodu i fakt, że pomoc i sankcje trwają do dziś.
  3. „Ukryty” charakter mobilizacji oznaczał, że zaczęła zatruwać gospodarkę inflacją.
  4. Rosyjskie wojsko nie jest w stanie efektywnie wykorzystać mobilizowanej broni i „mięsa armatniego”, i bije się znacznie gorzej, niż Ukraińcy, którzy nie chcą się wcale poddać.

Podsumowując, Putin zakładał, że Ukraina lub Zachód ostatecznie „pękną”, ale nie wziął pod uwagę tego, że sam siedzi na bombie z tykającym zegarem.

Zacznijmy od dwóch pierwszych wad

Sankcje od początku były dziurawe i nakładano je zbyt wolno, ale z czasem jednak z czasem stały się prawdziwym wyzwaniem dla rosyjskiej gospodarki. Po fali wysokich cen ropy i gazu na początku wojny, cena ropy Uralsk ustabilizowała się na poziomie mniej więcej 60 dolarów za baryłkę, a Europie udało się prawie w całości uniezależnić od rosyjskich dostaw gazu.

W efekcie wpływy Rosji z paliw kopalnianych spadły mniej więcej o jedną trzecią od początku wojny (i o połowę od szczytu cen w 2022 roku). Te zyski spadną jeszcze bardziej, z odcięciem przez Ukraińców ostatniego bezpośredniego gazociągu do Europy.

Dla Rosji to poważny problem, bo nie udało się jej znaleźć alternatywnego odbiorcy gazu, co widać w boleśnie złych wynikach Gazpromu i zamknięciu flagowej inwestycji w terminal LNG pod Murmańskiem.

Do tego Zachód wreszcie wziął na serio problem tzw. floty cienia i ostatnio nałożył ostre sankcje na 184 tankowce, które nielegalnie przewoziły rosyjską ropę.

To właśnie te czynniki doprowadziły do gwałtownej deprecjacji rubla pod koniec ubiegłego roku.

Co z drugą wadą?

Rosja nie jest gospodarczo niezależna i ma strukturę typową dla krajów nisko rozwiniętych: eksportuje przede wszystkim kopaliny, a jej przemysł wymaga importu skomplikowanych technologicznie maszyn, podzespołów i mikroprocesorów. Bez tego, w teorii zaczyna się zwyczajnie dusić.

Nikt nie wie, jak sankcje sprawdzają się w praktyce, bo Rosja od ponad dwóch lat przestała publikować szczegółowe dane. Co oczywiste, próbuje też te sankcje obchodzić, zwiększając handel z Chinami i handlując nielegalnie przez kraje trzecie. Niemniej jednak pewne sygnały sugerują, że stan gospodarki jest daleki od buńczucznej propagandy.

W ostatnich miesiącach mówi się o kilku konkretnych przykładach:

Wszystko to sugeruje, że sankcje – pomimo wszystkich swoich problemów – przyczyniły się do wzrostu kosztów produkcji, albo wręcz skutecznie ją przyhamowały, w podstawowych sektorach gospodarki.

Groźna dla Kremla pułapka

Tu dochodzimy do trzeciej wady (…)

Dalszą cześć, znajdziecie na stronie OKO.Press, gdzie tekst ukazał się w oryginale.


Teksty takie jak ten powstają dzięki wsparciu naszych patronów. Jeśli nasza misja jest Ci bliska, możesz zostać jednym z nich lub zachęcić do tego znajomych

Podobne opinie i ekspertyzy

Strona wykorzystuje pliki cookies w celu prawidłowego jej działania oraz korzystania z narzędzi analitycznych, reklamowych i społecznościowych. Akceptuję Polityka prywatności