USA czy Chiny – kto ma mocniejsze karty w wojnie handlowej?

przez Łukasz Rachel

O napięciach handlowych między USA a Chinami w radiu TOK FM z redaktor Agnieszką Lichnerowicz rozmawiał dr Łukasz Rachel. Ekonomista krytykuje podejście administracji Trumpa, analizując możliwe skutki gospodarcze, społeczne i polityczne po obu stronach konfliktu.

A.L.: Jedno z ciekawszych pytań, jakie wisi w powietrzu, dotyczy tego, kto rzeczywiście dłużej wytrzyma – kto pierwszy „mrugnie” w tym napięciu między Stanami Zjednoczonymi a Chinami. Mieliśmy już wypowiedzi przedstawicieli chińskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych, że Chiny się nie boją walczyć z takim przemocowcem jak Stany Zjednoczone i że USA mają przestać zastraszać i szantażować, wtedy możliwe będą rozmowy. A z drugiej strony słyszymy też od Donalda Trumpa, że „czeka, aż do niego zadzwonią”.
To jest kluczowe – kto pierwszy zadzwoni? Żaden z tych prawdziwych „twardzieli” nie chce się złamać i wykonać pierwszy telefon, by rozpocząć negocjacje. I to jest bardzo symboliczne.
Na początek zapytałabym więc: kto ma większe szanse, większą wytrzymałość, większy potencjał, by to starcie handlowe wytrzymać?

Ł.R.: Wydaje mi się, że na początku warto zaznaczyć, że analogie, które się pojawiają, szczególnie ze strony administracji w Waszyngtonie – porównujące tę sytuację do gry w pokera – są fundamentalnie nietrafione. Bo w pokerze, żeby jedna osoba mogła wygrać, inni muszą przegrać. Tymczasem handel międzynarodowy to zupełnie inna gra – tu wszyscy mogą wygrać. Wszyscy kupują od siebie produkty, których nie mają, i wszyscy na tym korzystają – o ile oczywiście nie ma odgórnego blokowania tego handlu.

I to właśnie ta błędna analogia do pokera jest podstawowym błędem Trumpa. Kolejnym błędem, jaki popełnia jego administracja, jest przekonanie, że Ameryka ma w tej grze zdecydowanie lepsze karty. Głównym argumentem, jaki pada z ust takich osób jak Scott Besent, sekretarz skarbu w administracji Trumpa, jest to, że Stany importują z Chin pięć razy więcej niż Chiny z USA. I to, jego zdaniem, daje przewagę USA.

Tymczasem to właśnie Chiny mają tu przewagę. Bo to oznacza, że owszem – Chiny mogą stracić sporo pieniędzy (bo ok. 14% ich eksportu trafia do USA), ale Amerykanie stracą dostęp do rzeczy, które lubią i których potrzebują – od lalek Barbie po strategiczne surowce, takie jak metale ziem rzadkich czy komponenty do zbrojeń. Tych rzeczy nie da się łatwo i szybko zastąpić. I dlatego wojna handlowa rozpoczęta bez zabezpieczenia się ze strony USA jest poważnym błędem strategicznym.

Spora uwaga poświęcana jest też społecznej i politycznej wytrzymałości. Mówi się, że Chiny – jako państwo niedemokratyczne – mogą łatwiej tłumić krytykę. Społeczeństwo jest nauczone znosić niedogodności. Z kolei USA, choć formalnie wciąż demokracja, jak wielu uważa, coraz bardziej się od tej formy oddalają. Na ile Trump musi się obawiać wybuchu niezadowolenia społecznego? I na ile takie nastroje mają wpływ na jego poparcie?

Jestem ekonomistą, więc wypowiem się w granicach mojej ekspertyzy – choć mam też prywatne zdanie. Trump powinien teraz liczyć na to, że lato nie będzie zbyt gorące w Stanach, bo aż 80% klimatyzatorów kupowanych przez Amerykanów pochodzi z Chin. Jeśli te produkty staną się niedostępne albo bardzo drogie – niezadowolenie społeczne będzie nieuniknione.

Z perspektywy ekonomicznej, jedna z rzeczy, której nauczyliśmy się przez ostatnie lata, to to, że ludzie – zwłaszcza w USA – bardzo źle reagują na inflację. Ta popandemiczna inflacja była odczuwalna w nastrojach konsumenckich i biznesowych. A teraz mamy inflację, której źródłem jest bezpośrednio decyzja jednego człowieka. I to może być polityczna katastrofa dla Trumpa.

Chiny próbują zwiększyć wewnętrzną konsumpcję, żeby choć część tego, czego nie mogą wyeksportować, sprzedać u siebie. Ale wygląda na to, że społeczeństwo jest oporne – woli odkładać niż kupować.

Chiny od lat borykają się z nadwyżką inwestycji nad konsumpcją. I choć władze komunistyczne deklarują rozwój rynku wewnętrznego, nie idzie to łatwo. Chińczycy są niepewni – wolą oszczędzać na „czarną godzinę”, może właśnie na wypadek konfliktu ze Stanami.
Brakuje też rozbudowanego systemu emerytalnego i socjalnego, co pogłębia ten nawyk oszczędzania. Efekt? Wysoki poziom inwestycji, ale mało zrównoważona gospodarka.
Boom mieszkaniowy ostatniej dekady, który właśnie się kończy, jest tego skutkiem. Możliwe, że wojna handlowa skłoni władze do jeszcze silniejszych działań stymulujących konsumpcję.

Na import z Chin USA nałożyły 145% ceł. Chiny odpowiedziały 125%, ale też sięgają po inne środki – ograniczają np. dostęp amerykańskich firm do rynku poprzez wewnętrzne regulacje. Eksperci ostrzegają, że to bardzo niebezpieczna gra. Tymczasem – pozornie – niewiele się dzieje.

Efekty tych działań dopiero zaczną być widoczne. Na razie mamy tzw. dane miękkie – opinie konsumentów, firm – które są pierwszym sygnałem. Twarde dane, jak inwestycje czy bezrobocie, dopiero nadejdą.
PKB w pierwszym kwartale było mocne, ale to dane sprzed wojny handlowej. Chiny nie ukrywają, że to ich mocno uderzy – tu ekonomiści są zgodni.

Jeśli chodzi o chińskie „karty”, nie można zapominać, że Chiny są jednym z największych posiadaczy amerykańskich obligacji – mają ponad 10%. Pojawiły się nawet pogłoski, że i Chiny, i Japonia zaczęły je sprzedawać – co może być sygnałem ostrzegawczym dla Trumpa.

Sytuacja zmienia się z dnia na dzień. Pojawiają się nowe cła, a za chwilę wyjątki – np. na elektronikę. Potem okazuje się, że to wyjątki tymczasowe. To pokazuje, jak trudne i nieprzewidywalne jest to starcie. I choć Ameryka może mieć poczucie, że wchodzi tu jak na pole minowe – Chińczyków to też będzie boleć. Tu nie ma wątpliwości.

Powyższy wpis powstał na podstawie wypowiedzi dr. Łukasza Rachela w radiu TOK.FM. Zapraszamy do odsłuchu rozmowy.


Teksty takie jak ten powstają dzięki wsparciu naszych patronów. Jeśli nasza misja jest Ci bliska, możesz zostać jednym z nich lub zachęcić do tego znajomych.

Podobne opinie i ekspertyzy

Strona wykorzystuje pliki cookies w celu prawidłowego jej działania oraz korzystania z narzędzi analitycznych, reklamowych i społecznościowych. Akceptuję Polityka prywatności