Minęło sto dni od objęcia urzędu przez Donalda Trumpa – to moment symboliczny, skłaniający do pierwszych podsumowań. O bilansie tego okresu, kluczowych decyzjach i politycznym stylu nowego prezydenta USA opowiada nasz ekspert Tomasz Makarewicz w rozmowie z Agnieszką Lichnerowicz na antenie radia TOK FM.
Agnieszka Lichnerowicz: Mija symboliczne 100 dni prezydentury Donalda Trumpa. Trudno uwierzyć, że to dopiero tyle – a jednocześnie aż tyle. Trump ustanowił kolejny rekord: ma najniższy poziom poparcia dla prezydenta USA na tym etapie kadencji – od czasów II wojny światowej, a być może w ogóle w historii tych badań. Według sondażu ABC News i „Washington Post”, tylko 39% respondentów pozytywnie ocenia jego działania. Z jednej strony to dramatycznie mało, ale z drugiej – chciałoby się zapytać: aż 39%?
Panie profesorze, jakby Pan podsumował te pierwsze 100 dni jednym zdaniem?
Tomasz Makarewicz: Jednym słowem? Chaos. Dokądkolwiek Trump się nie zwróci, wywołuje kryzys. To taki odwrotny król Midas – czego się dotknie, to eksploduje. Widać to w polityce wewnętrznej, zagranicznej i gospodarce. Szczególnie w tej ostatniej tworzy właśnie trzy fronty: pierwszy to wojna celna, drugi to dług publiczny, a trzeci – planowane cięcia podatkowe.
A.L.: I jak idzie z tymi cięciami?
T.M.: W kampanii Ilon Musk, który stanął na czele specjalnego Departamentu DOGE, zapowiedział cięcia wydatków budżetowych o 2 biliony dolarów. To ogromna suma, bo cały budżet to 7 bilionów. Po 100 dniach – i to według najbardziej optymistycznych prognoz – udało się zaoszczędzić tylko 160 miliardów. To zaledwie 2% zapowiadanej kwoty.
A.L.: Co właściwie oznacza to „zaoszczędzenie”?
T.M.: W praktyce – tyle, że wykreślono niektóre pozycje w budżecie. Największa cięta pozycja to 40 miliardów dolarów odebrane USAID – agencji zajmującej się pomocą humanitarną i zagranicznymi projektami. Dla wielu miliarderów z Doliny Krzemowej pomoc dla biednych w Afryce czy Azji nie jest atrakcyjna – wolą cięcia podatków. Ale z punktu widzenia USA to program budujący tzw. „soft power” – miękką siłę, która wzmacnia pozycję kraju bez użycia wojska.
A.L.: I zapobiega rozprzestrzenianiu się wirusów, które nie znają granic.
T.M.: Dokładnie. A mimo to przedstawia się takie działania jako marnotrawstwo. Na przykład Fox News krytykowało projekt stworzenia wersji „Ulicy Sezamkowej” w Iraku, który miał promować inkluzywność i równość. To było po wojnie, która zrujnowała kraj i doprowadziła do kryzysu uchodźczego. Tego typu inicjatywy miały sens, a są dziś przedstawiane jako absurd.
A.L.: Mnie poruszył materiał Johna Olivera o cięciach w nauce i badaniach medycznych. USA to największa gospodarka świata – zatrzymanie badań nad lekami może odbić się na nas wszystkich. Ale wróćmy do gospodarki: 73% Amerykanów uważa, że jest w złym stanie, a 72%, że polityka Trumpa prowadzi do recesji. On sam winą obarcza Joe Bidena, twierdząc, że jego wojna handlowa „zaraz zacznie działać”. Może rzeczywiście zacznie?
T.M.: Ma dwa wyjścia. Albo się z tej polityki ceł wycofa i straci twarz, albo będzie ją dalej realizował – co będzie katastrofą. Już teraz zaczyna się wycofywać – na przykład ograniczono cła na części samochodowe. Ktoś mu chyba wytłumaczył, że samochody składa się z importowanych części, a nie tylko z amerykańskich.
A.L.: Czyli problem z łańcuchami dostaw.
T.M.: Dokładnie. Te produkty nie są gotowe – to komponenty. Ich brak oznacza inflację i problemy dla firm. Widziałem sondaż wśród ekonomistów: 4 na 10 spodziewa się recesji. Bez ceł gospodarka wyglądałaby całkiem dobrze. Obecny kryzys jest sztuczny – przypomina sytuację z czasów COVID-u, gdy zerwano łańcuchy dostaw. W przyszłym tygodniu w porcie w Los Angeles wpłynie o 1/3 mniej statków z Azji.
A.L.: Trump powie, że to sukces – będziemy produkować w Ameryce.
T.M.: Ale to nie są gotowe produkty – to części. Bez nich produkcja w USA stanie. Wszyscy stracą. Czy będzie recesja? Zależy od jego nastroju. A czy odzyska wyborców? Początek prezydentury to zawsze „miesiąc miodowy” – notowania są wysokie, udaje się przepchnąć reformy. Teraz już ten okres się kończy. Zwykle potem jest coraz trudniej.
A.L.: Ale pytanie, czy Trump może jeszcze coś zmienić w relacji z wyborcami?
T.M.: Na razie utrzymuje twardy elektorat – ok. 1/3. Ale to nie jest już klasyczny ruch polityczny – to coś na kształt kultu. Ci ludzie są w swojej bańce informacyjnej. Prawdziwa walka toczy się o wyborców niezależnych – a tutaj Trump traci gwałtownie. Wiele wskazuje na to, że za dwa lata może nadejść „niebieska fala” Demokratów.
A.L.: A jednocześnie kampania Trumpa dobrze sobie radzi finansowo. I prywatnie też nie narzeka. Ostatnia rzecz: pojawiły się informacje, że Trump zadzwonił do Bezosa, który miał zamiar informować klientów Amazona, jaka część ceny wynika z ceł. Bezos się z tego wycofał. Co Pan o tym sądzi?
T.M.: Cła to dziś średnio 10%, w niektórych krajach więcej. Marża Amazona też wynosi średnio 10–15%, ale to nie jest zysk – z tego trzeba zapłacić pracownikom, za magazyny itd. Więc każde dodatkowe 10% to ogromna różnica – i Bezos chciał to uczciwie pokazać. Ale Trump wolał to ukryć przed swoimi wyborcami. To wiele mówi o jego sposobie uprawiania polityki.
Powyższy wpis powstał na podstawie wypowiedzi dr. Tomasza Makarewicza w radiu TOK.FM. Zapraszamy do odsłuchu rozmowy.
Teksty takie jak ten powstają dzięki wsparciu naszych patronów. Jeśli nasza misja jest Ci bliska, możesz zostać jednym z nich lub zachęcić do tego znajomych.