Jest źle! Ale stabilnie
Inflacja w lutym, wyniosła 18,4% rdr. Z jednej strony inflacja przestała się rozpędzać, z drugiej wciąż nie spada. Taki poziom inflacji wynika, nie tylko z ostatnich wzrostów ale także z zjawiska tak zwanego „efektu bazy”. W tym przypadku inflację mierzymy porównując ceny do cen z lutego zeszłego roku. W tamtym czasie wprowadzona była tarcza inflacyjna, która obniżyła VAT na żywność i niektóre usługi. Dlatego porównując się do tamtego okresu, obecny odczyt jest spektakularny. Aby lepiej odczytywać, to co kryje i jak jest obecna inflacja powinniśmy patrzeć na dane w skali miesiąc do miesiąca.
W lutym ceny wzrosły wobec stycznia o 1.2%. Jest to 6 razy szybciej, niż prawidłowy wzrost cen, który powinien wynosić 0.2. Jest to jednak wyraźny spadek w stosunku do wzrostu ceny pomiędzy grudniem styczniem, kiedy to inflacja miesiąca do miesiąca wzrosła o 2,4%. Oznacza, to że prawdopodobnie możemy mieć do czynienia z lekką bardzo powolną dezinflacją. W przypadku gdyby, taki pozytywny trend się utrzymał jednocyfrowe odczyty moglibyśmy mieć już, we wrześniu bądź październiku i powrót do celu inflacyjnego nastąpił by w pierwszej połowie 2024.
Są do tego jednak dwa zastrzeżenia.
Trend ten jest typowo statystyczny, a wysoka inflacja jest bardzo zmieniana, dlatego w jednym miesiącu może nastąpić bardzo wysoka zmiana cen, która sprawi, że trend przestanie istnieć. Ponadto w otoczeniu makroekonomicznym oraz w polityce gospodarczej nie ma obecnie przesłanek stojących za tym, by te spadki były trwałe a tym bardziej, że spadki przyśpieszą.
Czy ceny zaczną spadać na skutek spowolnienia gospodarczego?
Niekończenie, przede wszystkim może dojść do zjawiska stagflacji. Czyli bardzo wysokiej inflacji i stagnacji gospodarczej. Ceny są zmienną dwóch rzeczy: Z jednej strony popytu, z drugiej oczekiwań. Jeżeli popyt spada, to powinien on ciągnąć ceny w dół, jednak może być to bardzo dobrze kompensowane przez oczekiwania inflacyjne. W takiej sytuacji zmiany w popycie nie mają znaczenia na ceny. Oczekiwania inflacyjne są tym, czego spodziewamy się w stosunku do cen w najbliższych miesiącach bądź najbliższym roku. Działa to na dwóch mechanizmach.
Pierwszy mechanizm działa przez firmy. Jeśli firmy będą oczekiwały, że ceny ich komponentów wzrosną to podniosą cenny swoich produktów, aby zniwelować potencjalny wzrost. Drugi mechanizm to mechanizm zakupu, czyli mechanizm popytu. Jeśli spodziewamy się wzrostu cen to wolimy przyśpieszyć pewne zakupy aby nie stracić na przyszłym wzroście cen.
Wygląda na to, że oba te mechanizmy działały w polskiej gospodarce. Widać to było między innymi wzrostem marż wśród wielu firm oraz utrzymanym się wysokim popytem.
Aby wywołać spadające oczekiwania należy zacząć robić to co robi np. FED (ang. Federal Reserve System). Czyli bardzo ostro i agresywnie komunikować swoje zamierzenia, a potem dość łagodnie podnosić stopy. Odwrotnie działał np. Narodowy bank Polski, który właściwie nie komunikował swoich celów a potem dość agresywnie podnosił swoje stopy by niedługo potem niespodziewanie przestać je podnosić. Takie działania nie budują wiarygodności i sprawiają, że konsumenci jak i firmy nie ufają działalności NBP a oczekiwania nie są odpowiednio zakotwiczone.
Jaki scenariusz nas czeka?
Dr Paczos spodziewa się spowolnia gospodarczego w Polsce. Optymistyczne są natomiast informacje o spowolnieniu wzrostu inflacji. Obawia się On jednak, że NBP nie dokona odpowiednich zmian w zakresie prowadzenia polityki pieniężnej. Przede wszystkim w kwestii poprawy komunikacji oraz prowadzenia bardziej restrykcyjnej polityki.
Powyższy wpis powstał na podstawie wypowiedzi dr. Wojciecha Paczos w radiu TOK.FM. Zapraszamy do odsłuchu rozmowy.
Teksty takie jak ten powstają dzięki wsparciu naszych patronów. Jeśli nasza misja jest Ci bliska, możesz zostać jednym z nich lub zachęcić do tego znajomych