„Trump naprawdę wierzy w cła”- wywiad z Wojciechem Paczoszem w Money.pl

przez Wojciech Paczos

Grzegorz Siemionczyk, money.pl: Czy Donald Trump jest szaleńcem? Szybko przystąpił do realizacji swoich zapowiedzi, czyli podwyżek ceł importowych, mimo że ekonomiści w zdecydowanej większości uważają, iż ta polityka będzie szkodliwa nie tylko dla partnerów handlowych USA, ale też dla samych Stanów.

Dr Wojciech Paczos, wykładowca ekonomii na Uniwersytecie w Cardiff: Donald Trump jest populistą, więc chyba dla nikogo nie jest zaskoczeniem, że ucieka się do populistycznych haseł. To samo robił w czasie pierwszej kadencji. Ale czy oszalał? Z punktu widzenia ekonomisty tak to może wyglądać. Jego polityka celna zaszkodzi amerykańskim konsumentom. Ale z drugiej strony, nie jest tak, że ta polityka jest całkowicie irracjonalna.

Ścierają się tu dwie interpretacje. Jedna jest taka, że Trump tak naprawdę nie chce wprowadzać żadnych ceł. Straszy nimi partnerów handlowych USA, aby nakłonić ich do jakichś ustępstw. Jest to więc narzędzie negocjacyjne. Według drugiej narracji Trump naprawdę wierzy, że cła są rozwiązaniem problemów USA, które przejawiają się dużym deficytem handlowym.

Sądzę, że obie te interpretacje są prawdziwe. Trump naprawdę wierzy w cła, wystarczy zobaczyć, jakimi otoczył się doradcami. To są ekonomiści, którzy uważają, że deficyt handlowy USA jest czymś złym, a cła pozwolą ten problem zażegnać. Ale jednocześnie Trump wykorzystuje cła jako pałkę do wymuszania ustępstw. Wiemy, że już w pierwszej kadencji poszedł na wojnę z Chinami, i choć to nie poprawiło bilansu handlowego USA, będzie teraz kontynuował tę politykę.

Natomiast sporym zaskoczeniem było to, że zaczął rządzenie od nałożenia ceł na bliskich sojuszników, z którymi w swojej poprzedniej kadencji sam podpisywał umowy handlowe, ale po chwili te cła odroczył. I to w zamian za zapowiedź uszczelnienia granic przez Meksyk i Kanadę, co właściwie było już wcześniej uzgodnione. To wygląda na prężenie muskułów.

Wojna celna z Chinami nie zmniejszyła deficytu handlowego USA, bo towary z Chin zostały zastąpione towarami importowanymi z innych państw. Nałożenie ceł na resztę świata rozwiąże problem?

Moim zdaniem deficyt handlowy w ogóle nie jest problemem. Uważam też, że nie da się go ograniczyć polityką celną. Natomiast Donaldowi Trumpowi trzeba oddać to, że jako jeden z nielicznych polityków rozumie, że na handlu światowym nie wszyscy wygrywają. Amerykanie, średnio rzecz biorąc, na globalizacji wygrali. Zyskali dostęp do tańszych produktów, dzięki czemu stać ich na więcej. Ale są tam też całe regiony, a nawet stany, które przegrały.

Miliony osób straciły nadzieję na to, że jeśli będą ciężko pracowały w hucie stali albo innej fabryce, to będzie ich stać na dom na przedmieściach, duży samochód i utrzymanie czteroosobowej rodziny. Trump zyskał zaufanie tych ludzi i próbuje pokazać, że wie, co zrobić, żeby im pomóc.

Gdyby w USA istniał problem wysokiego bezrobocia albo niskiego poziomu aktywności zawodowej, to tezę, że duża grupa Amerykanów przegrała na globalizacji, łatwo byłoby obronić. Ale tego nie widać. Zatrudnienie w przemyśle zmalało, ale – jak się wydaje – zwalniani pracownicy znaleźli inne zajęcia, na przykład w sektorze usługowym.

W stanach, które tworzą tzw. pas rdzy (ang. Rust Belt – przyp. red.), gdzie rozwinięty był przemysł ciężki, nastąpiła prekaryzacja. Owszem, nie widać dużego problemu bezrobocia, ale wiele osób musi pracować znacznie więcej i w mniej stabilnych miejscach pracy, aby utrzymać poziom życia swoich rodziców.

I Trump faktycznie wie, jak ten problem rozwiązać? Wprowadzenie wysokich ceł importowych doprowadzi do renesansu przemysłowego w USA i odtworzy te stabilne miejsca pracy?

Moim zdaniem nie. Choć są ludzie, którzy na wolnym handlu tracą, to jednak większość zyskuje. Zawracanie globalizacji byłoby błędem. Rozwiązaniem problemu, który zdiagnozował Trump, jest sensowna redystrybucja tych zysków z globalizacji.

Z europejskiej perspektywy polityka celna Trumpa w ogóle zakrawa na absurd. Martwimy się tym, że Europa jest w stagnacji i że odzwierciedla to jej brak konkurencyjności na arenie międzynarodowej. Najtęższe umysły głowią się, co z tym zrobić. Za wzorzec prężnej, dynamicznej i konkurencyjnej gospodarki uchodzą właśnie USA. Jak to możliwe, że ta chyląca się ku upadkowi Europa ma nadwyżkę w handlu towarowym z USA?

To, że Stany Zjednoczone mają ogromny deficyt handlowy, oznacza, że konsumują więcej niż produkują. To się dzieje nieprzerwanie od kilku dekad. Deficyty dochodzą niekiedy nawet do 7 proc. PKB. Odzwierciedleniem tego są gigantyczne zobowiązania USA wobec reszty świata, sięgające 70 proc. amerykańskiego PKB. W przypadku takich państw, jak Grecja i Argentyna, taka nierównowaga kończyła się kryzysem. I być może dlatego wydaje się, że to świadczy o słabości USA. Ale ten kraj jest w zupełnie innej sytuacji. Reszta świata chce (…)

Dalszą cześć, znajdziecie na stronie Money.pl, gdzie tekst ukazał się w oryginale.


Teksty takie jak ten powstają dzięki wsparciu naszych patronów. Jeśli nasza misja jest Ci bliska, możesz zostać jednym z nich lub zachęcić do tego znajomych

Podobne opinie i ekspertyzy

Strona wykorzystuje pliki cookies w celu prawidłowego jej działania oraz korzystania z narzędzi analitycznych, reklamowych i społecznościowych. Akceptuję Polityka prywatności