Dr Wojciech Paczos w „Wydarzeniach” Polsatu mówił o skutkach wojny handlowej i jej wpływie na europejskich producentów oraz konsumentów. Zapraszamy do przeczytania transkrypcji wywiadu.
Donald Trump zrzucił bombę na światową gospodarkę. Czy to trafna opinia, czy może dziennikarska przesada?
To raczej mocna metafora, ale niepozbawiona sensu. Trzeba pamiętać, że dziennikarstwo rządzi się innymi prawami niż makroekonomia. Tymczasem niewielu zauważa, że działania administracji Trumpa były po prostu nielegalne. Naruszyły one międzynarodowe umowy handlowe oraz zobowiązania wynikające z członkostwa USA w Światowej Organizacji Handlu. W porządku międzynarodowym nie można z dnia na dzień jednostronnie nakładać ceł na inne kraje.
Problem polega na tym, że te umowy mają charakter dżentelmeński – nie istnieje globalna policja ani sądy, które mogłyby je skutecznie egzekwować. A ponieważ USA to największa gospodarka świata, tego typu działania uchodzą jej na sucho. Gdyby podobne kroki podjęła niewielka gospodarka, poniosłaby prawne i finansowe konsekwencje.
To, co zrobił Trump, jest szkodliwe zarówno dla gospodarki światowej, jak i – paradoksalnie – dla samych amerykańskich konsumentów. Ta metaforyczna bomba wylądowała więc przede wszystkim w Waszyngtonie. Co więcej, wprowadzenie ceł nie rozwiąże problemu deficytu handlowego USA, który zresztą – moim zdaniem – wcale nie jest problemem.
Donald Tusk stwierdził, że amerykańskie cła mogą obniżyć polskie PKB o 0,4%, co oznaczałoby ponad 10 miliardów złotych strat. Czy te wyliczenia są realne?
Trudno to ocenić, bo nie znamy szczegółów – ani założeń, ani horyzontu czasowego. Sytuacja zmienia się dynamicznie, a same stawki ceł są zmienne i zależą również od reakcji Unii Europejskiej. Wiadomo jednak, że największe straty poniosą europejscy producenci, nie konsumenci. Główna ścieżka dostosowania będzie cenowa, nie ilościowa. Innymi słowy: będziemy eksportować mniej, ale i Stany Zjednoczone ograniczą swój eksport. Ceny wzrosną – zarówno w USA, jak i u nas – w wyniku ceł i działań odwetowych.
Czy producenci przerzucą koszty na konsumentów i wszyscy zapłacimy więcej?
Zdecydowanie tak – choć nie od razu. Badania dotyczące ceł nałożonych przez Trumpa podczas jego pierwszej kadencji pokazują, że ich wpływ na ceny był opóźniony. Pełen efekt ujawnił się dopiero po dwóch latach.
Jeśli obecne cła zostaną utrzymane, to towary z Europy będą droższe w USA – dokładnie o wartość cła. W przypadku samochodów to aż 25%. W dłuższej perspektywie wzrosną też ceny importowanych towarów ze Stanów do Europy, m.in. przez umocnienie dolara i ograniczenie jego podaży, a także potencjalne cła odwetowe. Efektem będą wyższe ceny, niższy popyt i ograniczenie produkcji.
Czy przełoży się to na spadek polskiego PKB o 0,4%? Tego nie wiemy. Sytuacja jest zbyt złożona – w grę wchodzą efekty pośrednie, np. przez tzw. kraje trzecie. Polska jest dostawcą komponentów dla niemieckich producentów aut, którzy mogą poważnie ucierpieć. Te efekty są trudne do przewidzenia – mogą być zarówno negatywne, jak i pozytywne. Na przykład, jeśli Unia zawrze nowe umowy handlowe z Ameryką Południową czy Indiami, otworzą się nowe rynki zbytu. Tyle że żadna z tych gospodarek nie dorówna rozmiarem rynkowi amerykańskiemu.
Czy szukanie nowych rynków – np. w Indiach czy Meksyku – ma sens?
Zdecydowanie tak. Trzeba dążyć do porozumień handlowych, zwłaszcza tych sprzyjających wolnemu handlowi, oczywiście z wyjątkiem strategicznych sektorów, takich jak żywność. W tym przypadku Polska ma przewagę – jesteśmy eksporterem netto żywności. Znalezienie nowych rynków zbytu byłoby dla nas korzystne.
To nie powinno być reakcją wyłącznie na działania Trumpa. Szukanie porozumień to naturalna ścieżka rozwoju – korzystna dla konsumentów i producentów. Wolny handel to mechanizm, który średnio rzecz biorąc zwiększa dobrobyt, działa podobnie jak postęp technologiczny – pozwala uzyskać więcej za mniej. Jednak, jak w przypadku technologii, nie wszyscy na tym zyskują. Są sektory i grupy społeczne, które tracą – i trzeba im pomóc. W przeciwnym razie zwracają się ku populistom, takim jak Trump, którzy proponują recepty w postaci odwrotu od globalizacji. To może pomóc niektórym firmom, ale ogólnie oznacza spadek dobrobytu.
Jak Pan ocenia retorykę Donalda Trumpa, gdy mówi: „Amerykę łupiono przez 50 lat, niszczono nasze fabryki i kraj”?
To populistyczna narracja. Faktem jest, że USA od 30 lat mają chroniczny deficyt handlowy – ale nie dlatego, że są okradane. One po prostu od dekad konsumują więcej, niż produkują. To wręcz komfortowa sytuacja.
USA różnią się od krajów takich jak Argentyna czy Grecja, które miały deficyty prowadzące do kryzysów. Różnica polega na tym, że Amerykanie zadłużają się we własnej walucie – dolarze, który cały świat chce gromadzić. Inne kraje eksportują swoje towary do USA, oczekując w zamian samych dolarów, niekoniecznie amerykańskich produktów. To sytuacja niezwykle korzystna dla USA. Sam deficyt nie jest problemem – problemem jest to, że pewne grupy społeczne straciły na globalizacji i postępie technologicznym. Ale odwrót od wolnego handlu nie rozwiązuje tych problemów – prowadzi tylko do spowolnienia gospodarczego.
Czy w polityce celnej Trumpa jest jakaś logika? Jedni dostają 10% cła, Lesotho 50%, Kambodża 49% – a Rosji i Białorusi w ogóle nie ma na liście.
Te wyliczenia są absurdalne. Autorzy dokumentów powinni natychmiast stracić pracę. To podręcznikowy przykład marnotrawstwa w administracji, z którego sam Trump chciał rzekomo zrezygnować.
Można wręcz odnieść wrażenie, że najpierw ustalono pożądane wyniki, a dopiero później stworzono wzór, który miał je udowodnić. A że wzór nie dawał oczekiwanych rezultatów, liczby po prostu ręcznie podkręcono. W niektórych przypadkach pojawiały się nonsensy typu dzielenie 0 przez 0, więc urzędnicy wpisywali po prostu wartość 10.
Powyższy wpis powstał na podstawie wypowiedzi dr. Wojciecha Paczos w wydarzeniach Polsatu. Zapraszamy do odsłuchu rozmowy.
Teksty takie jak ten powstają dzięki wsparciu naszych patronów. Jeśli nasza misja jest Ci bliska, możesz zostać jednym z nich lub zachęcić do tego znajomych