W odpowiedzi na amerykańskie działania, Chiny nałożyły 84% cła na towary z USA, a Unia Europejska zapowiedziała 25% cła na stal i aluminium. Nasz ekspert Dr Rachel zwraca uwagę na niepokojące sygnały z rynków finansowych, w tym masową wyprzedaż amerykańskich obligacji rządowych.
A.L.: Tyle się dzieje, jeśli chodzi o handel i cła Trumpa, że trudno zdecydować, od czego zacząć. Dla porządku przypomnijmy: weszły w życie podwyższone stawki celne na towary z krajów, które – zdaniem Donalda Trumpa – „okradają Amerykę”, czyli mają dodatni bilans handlowy w relacjach ze Stanami Zjednoczonymi. Wśród tych krajów znalazła się również Unia Europejska. W efekcie tej polityki, na Chiny nałożono cła w wysokości aż 104%, natomiast na towary z Unii Europejskiej – 20%. Mamy też pierwszą odpowiedź Unii Europejskiej. Odnosi się ona jeszcze do wcześniejszych ceł na stal, aluminium i samochody. Jak by Pan skomentował samą filozofię tej reakcji? W jaki sposób Unia odpowiada na tę celną agresję?
Ł.R.: Unia rzeczywiście ogłosiła swoją odpowiedź – odwet za cła na stal i aluminium, które wynosiły 25%. To była ta pierwsza runda. W tej chwili objęte będą cłami odwetowymi towary, które uderzają przede wszystkim w tzw. czerwone stany w USA – czyli m.in. motocykle i owoce. Z Unii dochodzą sygnały, że planowana jest jeszcze mocniejsza odpowiedź. Prawdopodobnie już na początku tygodnia dowiemy się więcej na temat działań względem ceł ogłoszonych przez Trumpa w ubiegłym tygodniu. Wydaje się, że Europa jest zdeterminowana, by pokazać jedność i siłę.
Z tego co wiemy, Węgry jako jedyne wyłamały się podczas dzisiejszego głosowania?
Tak, dokładnie. Mimo to, strategia Unii wydaje się słuszna. Jest bardziej ostrożna niż np. działania Chin, które ogłosiły dziś odwetowe cła odpowiadające ostatnim 50% podwyżkom ogłoszonym przez Trumpa. Chińskie cła mają wynieść 84% i wejdą w życie dziś po południu czasu nowojorskiego. Mamy więc do czynienia z bardzo szybką i ostrą eskalacją konfliktu. Jej skutki widać m.in. w gwałtownej nerwowości na światowych rynkach.
To wszystko dzieje się bardzo dynamicznie – Trump działa błyskawicznie, Unia Europejska odpowiada wolniej. Czy to dobrze, że reagujemy z opóźnieniem? Czy to daje firmom czas na reakcję i świadczy o rozwadze, czy to raczej przykład na to, że Unia znów działa zbyt wolno i nieskutecznie?
Moim zdaniem to bardzo dobra strategia. I nie nazwałbym jej opóźnioną. Jest stanowcza, ale zarazem ostrożna – i słusznie. Unia powinna wykorzystywać swoje atuty: stabilność, przewidywalność procesów decyzyjnych. Do tego ma do dyspozycji konkretne narzędzia, które mogą realnie zaszkodzić Stanom Zjednoczonym. Najpotężniejszym z nich, często określanym jako „opcja nuklearna”, jest instrument antyprzymusowy. Pozwala on Unii blokować eksport produktów z USA lub wykluczać amerykańskie firmy z rynku europejskiego. Procedura ta nie może być uruchomiona z dnia na dzień – i to właśnie jej zaleta. Może bowiem skłonić Trumpa do negocjacji i ustępstw. Pokazanie jedności w tym przypadku jest również niezwykle istotne.
Od początku pojawiają się spekulacje, czy Unia zdecyduje się uderzyć mocniej w sektor big techów. Mamy dodatni bilans handlu towarowego ze Stanami, ale w obszarze usług jesteśmy zdominowani przez Dolinę Krzemową. Czy widzi Pan szansę na zdecydowane działania Unii w tym zakresie?
To jeden z bardziej kuriozalnych aspektów polityki handlowej Trumpa – jej całkowite skupienie na towarach, z całkowitym pominięciem usług. A przecież to w usługach jesteśmy stroną deficytową – importujemy z USA ogromną ich ilość. Wydaje się, że Unia w odpowiedzi będzie chciała przywrócić tu równowagę. Trzeba przy tym pamiętać, że decyzje w zakresie usług – jak np. opodatkowanie amerykańskich gigantów technologicznych – pozostają głównie w gestii rządów narodowych. Niemniej jednak wspomniany wcześniej instrument antyprzymusowy może objąć również handel usługami.
Chiny odpowiedziały już cłami, USA mają ponad 100% na towary z Chin, giełdy notują kolejne spadki. Czy można już wskazać realne, bolesne konsekwencje tych działań?
Możemy mówić o skutkach krótkoterminowych i długoterminowych. Rynek akcji już teraz stara się wycenić wpływ tej polityki – i ten wpływ jest wyceniany bardzo negatywnie. Trzeba pamiętać, że to, co widzimy teraz – gwałtowne przeceny – to zaledwie wierzchołek góry lodowej. Co ciekawe, dzisiejszym bohaterem rynków nie są akcje, a obligacje. W USA rentowności obligacji skoczyły bardzo wysoko, co oznacza, że inwestorzy zaczęli je masowo wyprzedawać. To bardzo niepokojące, bo obligacje rządowe USA to najbezpieczniejsze aktywo na świecie. Tymczasem rynek pokazuje, że traci zaufanie – nie tylko do obecnej administracji, ale być może także do całego systemu finansowego. Możliwe, że mamy do czynienia z napięciami w jego „hydraulice”, które mogą być skutkiem problemów płynnościowych np. w jakimś banku lub funduszu. Ostatni raz widzieliśmy coś takiego w marcu 2020 roku – w szczycie pandemii.
Skoro nikt nie rozumie, o co Trumpowi właściwie chodzi, jak firmy mają podejmować decyzje np. o przenoszeniu produkcji do USA? Czy Trump w ogóle ma szansę osiągnąć swoje cele?
Nie, nie ma. I nie sądzę, by były co do tego różnice zdań. Wśród ekonomistów i analityków panuje pełna zgoda: to polityka niszcząca – nie tylko dla światowej gospodarki, ale przede wszystkim dla samej Ameryki. Rynki mówią dokładnie to samo.
Pojawiła się teoria, że chodzi o dewaluację dolara – reorganizację handlu światowego w oparciu o słabszą amerykańską walutę.
Prawda jest taka, że z administracji Trumpa nie płyną żadne spójne komunikaty. Jeden doradca mówi o ściąganiu ogromnych dochodów z ceł, inny o tworzeniu globalnych stref wolnego handlu, jeszcze inny o obniżaniu rentowności obligacji. To wszystko jest niespójne i pozbawione sensu. Rentowności właśnie idą gwałtownie w górę. Widać duże zapotrzebowanie, by racjonalizować te działania – ale nie da się tego zrobić. Mamy do czynienia z irracjonalnym, destrukcyjnym zachowaniem.
I chyba najlepiej obrazuje to wypowiedź Trumpa z jednej z ostatnich przemówień, wygłoszonej nocą czasu europejskiego. Powiedział, że inni przywódcy „dzwonią do niego i liżą mu tyłek, marząc o zawarciu umowy”. To właśnie o to chodzi – o osobistą satysfakcję, o pokazanie siły. I żadna teoria nie tłumaczy tej polityki lepiej niż ta.
Powyższy wpis powstał na podstawie wypowiedzi dr. Łukasza Rachela w radiu TOK.FM. Zapraszamy do odsłuchu rozmowy.
Teksty takie jak ten powstają dzięki wsparciu naszych patronów. Jeśli nasza misja jest Ci bliska, możesz zostać jednym z nich lub zachęcić do tego znajomych