Panel Ekonomistów Polskich – inflacja, model rozwoju polskich firm, kapitalizm angloamerykański.

przez Wojciech Paczos

Na stronie Panelu Ekonomistów Polskich ukazały się wyniki kwietniowego badania, w ramach którego eksperci odpowiadali na pytania dotyczące między innymi wpływu wysokiej inflacji na gospodarkę w okresie szoku pandemicznego.

Zbiorcze wyniki badania oraz odpowiedzi naszych ekspertów prezentujemy poniżej.

Wojciech Paczos: ZDECYDOWANIE TAK

Wśród ekonomistów nie ma jednoznacznej zgody na temat tego w jaki sposób pandemia wpłynie na inflację. W mojej opinii szok pandemiczny spowoduje podwyższenie inflacji, choć część tego efektu nie będzie widoczna we wskaźniku. Tłumaczę to zjawisko w podcaście dla Bankier.pl.

Inflacja jest szkodliwa dla gospodarki, w szczególności dlatego, że działa jak podatek regresywny – najbardziej uderza w najuboższych. To trudny moment dla polityki gospodarczej. Mimo wszystko, w mojej ocenie jest za wcześnie na podnoszenie stóp procentowych. Bank centralny może tolerować odrobinę wyższą inflację (do około 4-5%) ale tylko jeśli to nie zagrozi do zdektowiczeniem oczekiwań inflacyjnych. Jednocześnie potrzebny jest nowy policy-mix. Zanim nastąpi podwyżka stóp procentowych powinna nastąpić podwyżka podatków: pozwoli to osiągnąć podobny efekt ograniczenia nadwyżkowego popytu oraz jednocześnie poprawi (zamiast pogarszać) stabilność finansów publicznych.

Tomasz Makarewicz: TAK (odpowiedź „NIE” na stronie Panelu została zaznaczona omyłkowo)

Na tle gospodarki światowej, Polska ma się nieźle: mamy bardzo niskie bezrobocie i optymistyczne prognozy wzrostu gospodarczego, więc NBP z całą pewnością ma przestrzeń na ewentualne podwyżki stóp procentowych. Z drugiej strony, inflacja jest relatywnie wysoka na tle ubiegłej dekady, tylko że ta ubiegła dekada jest tak w ogóle czasem rekordowo niskiej inflacji. W istocie aktualne trzy punkty procentowe to niewiele ponad cel inflacyjny sprzed recesji 2008 roku. W międzyczasie pandemii nie uda się opanować do czasu zaszczepienia większości Polek i Polaków, i wciąż stanowi zagrożenie dla gospodarki. Moim zdaniem, NBP powinien do końca roku prowadzić „gołębią” politykę i nie podwyższać stóp procentowych zbyt szybko, przynajmniej dopóki nie pojawią się projekcje inflacji wykraczającej poza jakieś 5%.

Piotr Śpiewanowski: NIE WIEM

Wojciech Paczos: TAK

„Model rozwoju oparty na taniej pracy” to w pewnym sensie mit. Od ceny pracy większą rolę w rozwoju polskiej gospodarki odgrywa fakt, że jej produktywnośc wciąż rośnie. Dla przyszłego rozwoju polskiej gospodarki i polskiego dobrobytu kluczowe jest utrzymanie tego trendu wzrostowego.

Istotnie, w mojej ocenie ten wzrost jest obecnie zagrożony. Wynika to ze słabego systemu edukacji powszechnej i bardzo taniego systemu ochrony zdrowia. Dla przyszłości polskiej gospodarki kluczowe są inwestycje w edukację i ochronę zdrowia.

Tomasz Makarewicz: NIE

Wydaje mi się, że samo niskie bezrobocie nie zmusi firm do szybkich podwyżek płac. Doświadczenie państw Zachodu pokazuje, że zależy to od struktury rynku pracy, w dodatku nie musi przebiegać równomiernie we wszystkich jego segmentach. Dobry przykład to USA, gdzie szybki wzrost miejsc pracy w poprzedniej dekadzie zbiegł się z postępującą „uberyzacją” gospodarki, efektem czego średnie realne wynagrodzenie pracowników z „dolnej” połowy piramidy zarobków prawie się nie zmieniło.

Piotr Śpiewanowski: NIE WIEM

Zagrożeniem dla modelu jest przede wszystkim sytuacja demograficzna.

Wojciech Paczos: ZDECYDOWANIE NIE

Wysokie tempo szczepienia w USA i UK wynika z tego, że obydwa kraje wprowadziły faktyczne zakazy eksportu szczepionek. Interwencjonizm i głebokie ograniczenia przepływu towarów i usług to głebokie zaprzeczenie „modelu angloamerykańskiego”. Tegoroczny brexit to również krok w kierunku izolacjonizmu. Tymczasem Unia Europejska jako jedyny duży producent zaopatruje w szczepionki resztę świata.
Z tego względu uważam, że pojęcia takie jak „model kontynentalny” i „model anglosaski” się wyczerpały i są słabymi narzędziami porządkowania świata idei polityczno-gospodarczych.
Jednocześnie gospodarka Wielkiej Brytanii nie odnotowuje praktycznie żadnego wzrostu w produktywności pracy od czasu Wielkiej Recesji – wzrost gospodarczy w większym stopniu opiera się tam na wzroście podaży pracy przy relatywnie niskim wzroście wynagrodzeń (a niekiedy spadku w ujęciu realnym).
W okresie kilku, kilkunastu lat z negatywnymi efektami pandemii najlepiej poradzą sobie te gospodarki które najwięcej inwestują (bądź zdecydują się więcej inwestować) w publiczną ochronę zdrowia i powszechną edukację na wysokim poziomie.

Tomasz Makarewicz: ZDECYDOWANIE NIE

To prawda, że tempo szczepień w USA robi wrażenie, ale to jest pierwsza dobra wiadomość zza oceanu od roku. W trakcie obecnej epidemii PKB jest słabym miernikiem sukcesu gospodarczego. Stany zanotowały szybszy wzrost gospodarczy od Europy, bo wolniej zamykały gospodarkę – i w efekcie epidemia miała tam gwałtowniejszy przebieg, ze znacząco większą ilością ofiar w stosunku do populacji. Z drugiej strony, amerykański rynek pracy przeżył w zeszłym roku prawdziwe załamanie, i bezrobocie (realnie można szacować je na jakieś 9-10%) pozostaje tam znacząco wyższe niż w Unii Europejskiej. Na domiar złego, epidemia uwypukliła stopień polaryzacji amerykańskiej polityki i głębokie pęknięcia społeczne na tle rasowym i majątkowym, efektem czego były między i innymi zamieszki z ubiegłego lata, czy 6 stycznia na Kapitolu. Tymczasem szczepienia jeszcze się nie skończyły – nie wiadomo na przykład, jak różne kraje poradzą sobie ze „sceptykami”, bez zaszczepienia których będą musiały mierzyć się z kolejnymi falami i mutacjami Koronawirusa. W dodatku w Stanach już teraz widać, że ten problem wpisze się w wojnę kulturową między liberałami i konserwatystami. Dlatego nie dzieliłbym jeszcze skóry na niedźwiedziu.

Dodatkowo należy podkreślić dwie rzeczy. Po pierwsze, model anglosaski i europejski kojarzą się zwykle z odpowiednio bardziej wolnorynkową i bardziej etatystyczną polityką gospodarczą, tymczasem obecne sukcesy szczepień w Stanach i w Europie to w dużej mierze sukcesy rządów, które pomogły sfinansować badania nad szczepionkami i przygotowały infrastrukturę do jej dystrybucji (i częściowo produkcji). W istocie wąskim gardłem wciąż pozostaje (prywatna) produkcja, a nie (publiczna) przepustowość szczepień. W samej polityce gospodarczej rządy po obu stronach Atlantyku też zachowały się „europejsko”, w szczególności od marca ubiegłego roku Amerykanie uchwalili trzy programy fiskalne na łączną sumę 4.5 biliona dolarów, czyli 21% PKB! Dlatego przeciwstawienie modeli anglosaskiego i europejskiego może być mylące.

Po drugie, szybkie tempo szczepień w USA i UK wynika nie z samej różnicy w potencjale produkcyjnym, ale z tego, że – w przeciwieństwie do Europy – te kraje nie eksportują swoich szczepionek. Taki „szczepionkowy nacjonalizm” jest zrozumiały, ale w dłuższej perspektywie może okazać się bardzo niebezpieczny. Po zaszczepieniu swoich obywateli kraje z własną szczepionką powinny „zalać” nią resztę świata, przede wszystkim z powodów humanitarnych (Koronawirus zabije niedługo 3 miliony ludzi), ale także z uwagi na swój własny interes. Pozostawienie milionów ludzi bez dostępu do szczepionki gwałtownie zwiększa ryzyko, że pojawi się odporna na szczepionkę mutacja wirusa, przez co będziemy musieli zacząć z nim walkę od zera. Należy też pamiętać, że gdyby kraje UE przejęły anglosaski „szczepionkowy egoizm”, skorzystałyby na tym bogatsze państwa Europy, nieco hiperbolizując, polski emeryt szczepiłby się po niemieckich nastolatkach.

Piotr Śpiewanowski: NIE WIEM

Dwie obserwacje nie są wystarczające do wyciągania wniosków. Choć trudno nie zauważyć, że Unia Europejska mogła wykazać się wyższą skutecznością w pozyskiwaniu szczepionek. Jednakże porównując skuteczność instytucji warto zwrócić uwagę na bardzo wysoką śmiertelność w Wlk Brytanii podczas pierwszej i drugiej fali.

Podobne opinie i ekspertyzy

Strona wykorzystuje pliki cookies w celu prawidłowego jej działania oraz korzystania z narzędzi analitycznych, reklamowych i społecznościowych. Akceptuję Polityka prywatności