Rosja na krawędzi: wojenny boom pęka w szwach

przez Tomasz Makarewicz

W artykule dla OKO.press, dr Tomasz Makarewicz zagląda za kulisy rosyjskiej gospodarki i pokazuje, że wojenny „boom” to już tylko fasada. Zobaczcie, jak decyzje Putina wciągnęły Rosję w spiralę kryzysu.

Rosyjska gospodarka po inwazji

Od samego początku pełnoskalowej inwazji Putina na Ukrainę ekonomiści twierdzili, że długa wojna skończy się dla Rosji ekonomiczną katastrofą. Z drugiej strony, przez ostatnie trzy i pół roku Moskwa mogła pochwalić się dobrymi wynikami gospodarczymi, co sprzyjający Rosji komentatorzy wykorzystywali jako argument przeciw sankcjom i wsparciu dla Ukrainy.

Zmiana narracji Kremla, ostrzegawcze sygnały z Banku Centralnego 

W ostatnich tygodniach propaganda sukcesu ustąpiła jednak miejsca znacznie ostrożniejszemu przekazowi. Putin zaczął wspominać o „miękkim lądowaniu”, próbując uspokoić nastroje po niepokojących wypowiedziach kilku przedstawicieli elity rosyjskiej gospodarki.

Najgłośniejsze były tu słowa Elwiry Nabiulliny (szefowej Rosyjskiego Banku Centralnego) o tym, że Rosja „osiągnęła kres swych możliwości”, oraz opinia Germana Grefa (szefa Sberbanku, największego banku w Rosji), wedle którego Rosja w pierwszej połowie 2025 roku znajdowała się w stanie tzw. technicznej recesji (definiowanej jako okres minimum dwóch kwartałów z ujemnym przyrostem PKB).

Przypomnijmy dla kontekstu, że jeszcze rok temu rosyjski PKB urósł o 4,3 proc. Większość ekonomistów spodziewała się w 2025 roku spowolnienia, ale wciąż jednak wzrostu, z typową prognozą na poziomie około półtora punktu proc. (Kreml stawiał na przedział 2 do 2,5 proc.).

Jak rozumieć ten zwrot akcji?

W tym tekście chciałbym obronić następującą tezę: Putin zaczął wreszcie zbierać owoce swojej wojny, a fasada wojennego wzrostu na naszych oczach zaczyna się kruszyć. Zarazem nie oznacza to, że wojna szybko się skończy, i w krótkim okresie powinniśmy raczej spodziewać się wzrostu napięcia na naszej granicy.

Oficjalne dane a rzeczywistość, sygnały z sektorów gospodarki

Wedle oficjalnych statystyk PKB, Rosja rośnie obecnie w tempie około punktu procentowego rocznie, a więc wbrew słowom Grefa znajduje się „zaledwie” w stanie stagnacji. Tu należy podkreślić, że mierzenie PKB wymaga czasu i odpowiedniej ilości danych, dlatego takie różnice w bieżących szacunkach są naturalne i z czasem podlegają weryfikacji. W normalnym kraju potraktowalibyśmy je jako rozsądną prognozę przedziału, w którym znajduje się prawdziwy wskaźnik wzrostu.

Problem z Rosją polega na tym, że nie jest ona normalnym krajem. Od początku wojny Kreml przestał publikować wiele szczegółowych wskaźników gospodarczych, do tego kompletnie stracił wiarygodność swoim „ostrożnym” podejściem do prawdomówności. W efekcie musimy polegać „na słowie honoru harcerza” autokraty, któremu zależy na tym, abyśmy uwierzyli w siłę Rosji i się jej wbrew naszym interesom poddali (na przykład kończąc wsparcie dla Ukrainy i wychodząc z NATO, zgodnie z żądaniami Kremla z końca 2021 roku). Czy istnieją więc jakieś inne miary stanu rosyjskiej gospodarki?

Sektory gospodarki w kryzysie i widmo systemowego krachu

Jeśli spojrzeć na doniesienia z różnych sektorów tej gospodarki, układają się one w dość mizerny obraz. Oto kilka ważnych przykładów.

Stąd od kilku miesięcy spekuluje się o widmie krachu całego systemu.

Te przykłady zebrane razem sugerują, że doniesienia o stagnacji lub recesji są prawdopodobne i mogą wręcz przykrywać znacznie gorszą rzeczywistość. Pamiętajmy też, że dzieje się to w momencie kiedy Kreml w 2025 roku wyraźnie zwiększył wydatki na wojsko do 7.2 proc. PKB (i to przy optymistycznej prognozie wzrostu z początku roku).

Kurcząca się gospodarka i nowe podatki na wojnę

Wszystko to wskazuje na to, że coś naprawdę niedobrego dzieje się w rosyjskiej gospodarce, German Gref może mieć rację, a sektor prywatny istotnie może znajdować się w stanie recesji, powoli uginając się pod ciężarem kosztu wojny.

Na koniec wspomnijmy, że te turbulencje zaczynają mieć wpływ na finansowanie wojny. Na początku sierpnia deficyt budżetowy przekroczył wartość planowaną na cały rok, dlatego Kreml zaczął otwarcie rozważać różnego rodzaju podwyżki podatków, jak ostatnio VAT.

Innymi słowy, w momencie, kiedy gospodarka najpewniej zaczyna się kurczyć, Putin rozważa wyciągnięcie z niej jeszcze więcej zasobów na rzecz wiecznie głodnego frontu.

Przyczyny recesji w Rosji

Czytelnicy mogli zwrócić uwagę, że w opisie problemów różnych sektorów rosyjskiej gospodarki jak refren powtarzały się dwie frazy: rosnące koszty i wysokie stopy procentowe. Od mniej więcej dwóch lat ekonomiści wskazują na strukturalne problemy polityki gospodarczej Kremla, która w długim okresie zwyczajnie musi skończyć się krachem.

Jako przykład tej opinii mogę podać mój tekst dla portalu OKO.press z początku roku.

Pokrótce, rosyjska gospodarka się przegrzewa, bo – z czysto ekonomicznej perspektywy – Putin zaimplementował ekspansywną politykę fiskalną w złym momencie. Żeby to zrozumieć, wyobraźmy sobie gospodarkę, która boryka się z problemem „niedostatecznej” produkcji.

Wysokie bezrobocie oznacza, że gospodarstwa domowe muszą ograniczać konsumpcję, co uderza w firmy i zmusza je do cięcia zatrudnienia, co zwiększa bezrobocie, i tak w zaklętym kole. W takich warunkach rząd może zorganizować dodatkowe fundusze (na przykład emitując dług publiczny) i wstrzyknąć je do gospodarki. W żargonie ekonomistów nazywa się to ekspansją fiskalną.

Ekspansja fiskalna: zamówienia wojskowe i mobilizacja ochotników

Dwie najprostsze metody to bezpośrednie zamówienia w sektorze prywatnym (na przykład realizacja jakiegoś dużego projektu infrastrukturalnego) lub podwyżki dla pracowników budżetówki, w nadziei, że ci wydadzą te pieniądze na konsumpcję.

W obu wypadkach, mamy większy popyt, dzięki któremu firmy zwiększają produkcję i zatrudnienie, co wzmacnia budżety gospodarstw domowych i popyt, i tak dalej. W efekcie koło zaklęte zamienia się w „czarodziejskie” i gospodarka wraca do tzw. stanu pełnego zatrudnienia.

W 2022 roku zachodnie sankcje i szok po ukraińskich kontrofensywach pod Charkowem i Chersoniem wymusiły na Kremlu mobilizację produkcji wojennej i rekrutacji żołnierzy. To właśnie nasze dwie metody ekspansji fiskalnej. Olbrzymie zamówienia sprzętu wojskowego to bezpośredni zastrzyk gotówki dla przemysłu, czyli metoda pierwsza.

Z drugiej strony, Putin obawiał się powtórki z rozpadu ZSRR, przyśpieszonego przez wracające z Afganistanu trumny poborowych z moskiewskiej i petersburskiej klasy średniej. Właśnie dlatego rosyjskie wojsko postawiło na ochotników, w ostatnich trzech latach mobilizując (wedle zaskakująco zbieżnych opinii zachodnich analityków i Kremla) około 25 do 30 tysięcy żołnierzy miesięcznie. Samo to oznaczałoby już ekspansję fiskalną (wedle drugiej metody), ale Kreml stanął przed kolejnym problemem.

Wszyscy wiedzą, że rosyjskie wojsko składa się z dwóch kast, zawodowych żołnierzy-cennych specjalistów (na przykład od obrony przeciwlotniczej) oraz tanich i źle przeszkolonych „mobików”, których główna funkcja w epoce wszędobylskich dronów to tzw. mięsne szturmy.

To potoczna nazwa ataków lekką piechotą z małym lub zerowym wsparciem ciężkiego sprzętu, co pozwala zidentyfikować i przeniknąć przez słabsze punkty ukraińskiej obrony (podobnie nieco do niemieckiej doktryny przenikania z I WŚ) – za cenę przerażających strat pośród mobików.

Rosja płaci fortunę za nowych żołnierzy

Konserwatywne szacunki rosyjskich ofiar po 3,5 latach wojny to pół miliona zabitych i rannych (tu przykład niedawnego raportu amerykańskiego CSIS, który podaje liczbę 950 tys. ofiar). W takich warunkach mobilizacja ochotników wymaga dostatecznie silnej zachęty, czyli olbrzymich bonusów za podpisanie kontraktów – te potrafią w tej chwili wynieść więcej niż rok typowej płacy w Rosji.

Podsumowując, mobilizacja oznaczała ekspansję fiskalną: większe wydatki na broń i na rekrutację żołnierzy, stąd właśnie rekordowy udział wydatków na wojsko w PKB. To zresztą miało ekonomiczny sens pod koniec 2022 roku, kiedy sankcje i ucieczka zachodnich inwestorów sprawiły, że Rosji zaczęła grozić głęboka recesja.

Warunki przegrzanej gospodarki

Problem w tym, że jeszcze przed wojną Rosja daleka była do stanu, który wymagałby ekspansji fiskalnej, na przykład w 2021 roku bezrobocie wynosiło 4.7 proc. Jeśli dodać do tego wysokie zyski z eksportu zasobów energetycznych (gwałtownie drożejących po wybuchu wojny), Rosja szybko wyszła z finansowego dołka i wróciła do stanu pełnego zatrudnienia.

Co ważne, ten stan z dwóch powodów oznaczał mniejszy potencjał produkcyjny, niż jeszcze przed wojną:

  • odpływ zachodniego kapitału to wzrost kosztów kapitału i inwestycji, podczas gdy sankcje odcięły Rosję od wielu zachodnich komponentów i wymusiły dylemat: kosztowne reinwestycje w nie-zachodni kapitał fizyczny (np. chińskie maszyny produkcyjne), albo powolne „zacieranie się” fabryk z uwagi na brak części zamiennych;
  • mobilizacja w 2022 roku wywołała panikę i ucieczkę rzeszy młodych, dobrze wykształconych pracowników (ten odpływ szacuje się zwykle na niecały milion), do tego z populacji co miesiąc ubywają ochotnicy. Nawet jeśli nie wszyscy stanowią produktywną siłę roboczą, jak na przykład więźniowie czy chronicznie chorzy, mówimy o kolejnym milionie ludzi.

W efekcie, Putin zaimplementował ekspansję fiskalną w momencie, kiedy gospodarka już znalazła się w stanie maksimum możliwości produkcyjnych i nie istniał jakiś naturalny rezerwuar niewykorzystywanych pracowników czy fabryk. Efekt mógł być tylko jeden: szał zakupów to presja na ceny, co na Rosyjskim Banku Centralnym wymusiło podwyżkę stóp procentowych do rekordowego poziomu 22 proc (obecnie wynoszą 17 proc.).

Do tego państwo ma znacznie głębsze kieszenie niż sektor prywatny, więc w konkurencji o siłę roboczą, obok wspomnianych bonusów dla ochotników, mogło szybko zwiększyć płace oferowane w zbrojeniówce. Tak otrzymujemy wspomniany wcześniej refren: wysokie stopy procentowe i wysokie koszty (od cen komponentów po płace), które szybko zaczęły dusić sektor prywatny na poczet wojny.

Konflikt „twardogłowych” z technokratami

Obecnie Bank Centralny Rosji obniża stopy procentowe, co powszechnie odczytuje się jako zwycięstwo frakcji „twardogłowych” z rosyjskiego kompleksu militarno-przemysłowego (jak Siergiej Czemiezow, szef głównej rosyjskiej firmy zbrojeniowej Rostiech) nad „technokratami” (jej liderką jest właśnie Nabiullina).

Twardogłowi albo nie zdawali sobie sprawy z powagi sytuacji w sektorze prywatnym, albo gotowi byli poświęcić gospodarkę w imię „pobiedy”. Wspomniane na początku artykułu słowa Nabiulliny i Grefa trudno zinterpretować inaczej, niż jako krzyk rozpaczy, desperacką próbę zwrócenia uwagi cara Putina na zbliżającą się burzę w gospodarce.

Podsumowując, Rosja poradziła sobie zaskakująco dobrze z pierwszym szokiem gospodarczym sankcji po wybuchu wojny, ale zawsze to była odpowiedź na kredyt.

Pytanie teraz: co dalej?

Dalszą cześć, znajdziecie na stronie OKO.Press, gdzie tekst ukazał się w oryginale.


Teksty takie jak ten powstają dzięki wsparciu naszych patronów. Jeśli nasza misja jest Ci bliska, możesz zostać jednym z nich lub zachęcić do tego znajomych

Podobne opinie i ekspertyzy

Strona wykorzystuje pliki cookies w celu prawidłowego jej działania oraz korzystania z narzędzi analitycznych, reklamowych i społecznościowych. Akceptuję Polityka prywatności