Piszą K. Brzeziński i P. Śpiewanowski dla Klubu Jagiellońskiego.
Walka ze zmianami klimatycznymi to walka o dobrobyt przyszłych pokoleń. Powstrzymać niekorzystne zmiany mogą dziś tylko politycy – podejmując odważne, skoordynowane decyzje podczas wspólnych szczytów. Takich jak ten w Katowicach.

Połowa XIX wieku i panowanie królowej Wiktorii to złoty wiek imperium brytyjskiego oraz jego stolicy – Londynu. Miasto szybko się rozrastało, ale system kanalizacji wpuszczający nieczystości do rzeki pozostawał bez zmian. Stan wody w Tamizie pogarszał się z roku na rok.
Fala upałów latem 1858 r. obniżyła poziom rzeki i odkryła śmierdzącą prawdę o stanie systemów sanitarnych. Wynurzające się nieczystości oblane palącym słońcem zamieniły codzienne życie Londyńczyków w koszmar. Lato 1858 r. nazywane jest Wielkim Smrodem.
Uczestnicy szczytu klimatycznego w Katowicach stoją teraz przed dużo większym wyzwaniem niż władze Londynu półtora wieku temu. Zmiany klimatu dotyczą, bowiem miliardów, a nie milionów ludzi. Powstrzymujące skutki globalnego ocieplenia „studzienki” zaczynają wybijać.
W obu przypadkach – zmian klimatycznych i Wielkiego Smrodu – problem znany był od dawna. Epidemie cholery wybuchające na skutek złego odprowadzania nieczystości doprowadziły do śmierci kilkudziesięciu tysięcy Londyńczyków. O zagrożeniach wynikających ze zmiany klimatu ostrzegają tysiące niezależnych badań naukowych.
Globalne ocieplenie, podobnie jak problem jakości wody w Tamizie, to przykład tak zwanego problemu koordynacji dobrze opisanego w ekonomii. Występuje wszędzie tam, gdzie to co lepsze z punktu widzenia społeczeństwa stoi w sprzeczności z działaniami jednostek motywowanych prywatnym interesem. Setki państw, miliardy gospodarstw domowych codziennie emitują gazy cieplarniane przyczyniając się do pogorszania stanu „globalnej Tamizy”. Działania te są indywidualnie optymalne, gdyż korzyści odnosimy prywatnie, a rachunek płacą wszyscy – w szczególności przyszłe pokolenia. Chociaż rachunek społecznych strat przewyższa sumę indywidualnych korzyści, nikt nie może oprzeć się pokusie szkodliwego procederu.
Tu podobieństwa się kończą. Świeże powietrze w angielskiej stolicy przywróciła… angielska pogoda. Fala deszczy podniosła poziom wody, góra nieczystości spłynęła do morza. Problem zniknął – aż do kolejnego lata. Niestety w ten sposób nie da się powstrzymać globalnego ocieplenia. Większość wyemitowanych cząsteczek CO2 pozostaje w atmosferze przez tysiące lat; z perspektywy człowieka na zawsze. Przez taką cząsteczkę z dnia na dzień coraz większa część docierającej do nas energii słonecznej pozostaje na Ziemi. Nadmiar zakumulowanej energii jest przyczyną ocieplania się klimatu, a w efekcie nasilania się huraganów, ulewnych deszczy i innych skrajnych zjawisk atmosferycznych.
Każdą dodatkową cząsteczkę CO2 można przeliczyć na dodatkowe koszty, które wygeneruje dziś, jutro i za sto lat. Suma tych kosztów to społeczny koszt emisji. Społeczny, bo ponoszony przez wszystkich, także tych nienarodzonych mieszkańców Ziemi. Jedni płacą mniej, inni – np. mieszkańcy wysp na Pacyfiku podtapianych przez podnoszący się poziom oceanu – płacą więcej. Dla tych pierwszych kosztem jest wyższy rachunek za prąd za intensywniejszą pracę klimatyzatora, dla tych drugich to ubóstwo, konieczność migracji, czy nawet śmierć.
Ile wynosi ten koszt? Rachunek nie jest łatwy. Musimy w nim policzyć, jak emisje gazów cieplarnianych przekładają się na ich koncentrację w atmosferze, jak ta koncentracja wpływa na zmiany temperatury, a temperatura na straty ekonomiczne. Te ostatnie uwzględniają: zmiany w popycie na energię oraz w produkcji rolnictwa i leśnictwa również w następstwie wahań w poziomie opadów; szkody majątkowe wywołane wzrostem poziomu morza i przybrzeżnymi burzami; choroby związane z wysoką temperaturą; zmiany w dostępie do świeżej wody oraz szacunki potencjalnych katastrof ekologicznych. Pionierem tego typu obliczeń jest William Nordhaus, tegoroczny laureat nagrody Nobla w dziedzinie ekonomii. Dzięki jego pracy każdy może sprawdzić, jak zmiany klimatu spowalniają tempo wzrostu gospodarczego. Wystarczy komputer i arkusz kalkulacyjny ze strony internetowej profesora Nordhausa. Naukowcy pracujący na rozbudowanych wersjach tego modelu pokazują, że koszt wynosi nie mniej niż 400 dolarów za tonę CO2 (źródło: Nature). Dla uproszczenia przyjmijmy 1000 zł.
Zobaczmy to w pespektywie. Cena tony węgla to ok. 800 zł. Każda spalona tona emituje ponad 2 tony CO2 albo – korzystając z powyższych wyliczeń – obniża o 2000 zł dobrobyt przyszłych pokoleń. Przelot samolotem do Barcelony, czy Rzymu, to w dobrej ofercie kilkaset złotych – oraz ok. 600-800 kg CO2. Gdyby przyszło nam uwzględnić koszt ponoszony przez następne pokolenia, to do cen biletów należałoby dorzucić co najmniej drugie tyle.
Kolejna różnica między londyńską katastrofą ekologiczną z 1858 r. a problemem globalnego ocieplenia to umiejscowienie kontroli. Londyńczycy byli indywidualnie bezsilni wobec nadchodzącej katastrofy. Cytując filmowego klasyka – „życia nie oszukasz”. Emisje gazów cieplarnianych to w znacznej mierze skutek naszych świadomych wyborów – to suma kilometrów przejechanych samochodem przez każdą i każdego z nas (ok. 18 kg CO2/100km), zjedzonych kilogramów wołowiny (13 kg CO2/kg) i serów (8 kg CO2/kg), czy często zmienianych gadżetów (produkcja iPhone’a emituje 79 kg CO2).
Oburzenie mieszkańców latem 1858 r. i ich skuteczny nacisk na polityków doprowadził do podjęcia długo wyczekiwanej decyzji o budowie sieci kanalizacji, która do dziś sprawnie odprowadza nieczystości z coraz większego miasta. Nasz problem polega na tym, że najgorsze skutki globalnego ocieplenia będą odczuwalne dopiero przez przyszłe pokolenia, które dziś nie mogą upomnieć się o swój interes. Dlatego tak ważne są szczyty klimatyczne jak ten w Katowicach, gdzie reprezentanci wszystkich krajów świata starają się wyjść poza narodowe interesy i przezwyciężyć – opisany w teorii i dotkliwy w praktyce – problem koordynacji.
W tym roku przełomu, niestety, raczej nie będzie. Walka ze zmianami klimatycznymi to walka o dobrobyt – ten na pokolenia. Indywidualnie tych zmian nie powstrzymamy, co najwyżej opóźnimy w marginalnym stopniu. Możemy jednak budować świadomość i coraz odważniej naciskać na swoich reprezentantów. Tylko tyle i aż tyle.
Krzysztof Brzeziński, wykładowca na Uniwersytecie Oksfordzkim, doktoryzował się na Uniwersytecie Manchesterskim.
Piotr Śpiewanowski, adiunkt w AFiB Vistula, doktoryzował się w Europejskim Instytucie Uniwersyteckim we Florencji.
Autorzy są członkami grupy eksperckiej „Dobrobyt na Pokolenia”. Znajdź nas w internecie: napokolenia.pl, na Facebooku: fb.com/napokolenia i na Twitterze: @napokolenia.

Podobne opinie i ekspertyzy

Strona wykorzystuje pliki cookies w celu prawidłowego jej działania oraz korzystania z narzędzi analitycznych, reklamowych i społecznościowych. Akceptuję Polityka prywatności