17 czerwca Wojtek Paczos był gościem Grzegorza Siemonczyka w programie „Prosto z parkietu”. Wojtek opowiadał między innymi o tym, na jakim etapie nakreślonego przez naszych ekspertów planu wychodzenia z gospodarczej hibernacji znajduje się Polska i co oznaczałby dla nas wzrost długu publicznego do poziomu 70% PKB.
Rozmowę można obejrzeć w serwisie Youtube. Na stronie parkiet.com ukazał się także skrót wywiadu autorstwa gospodarza programu. Fragmenty tekstu prezentujemy poniżej.
Niedawno podczas seminarium Instytutu Nauk Ekonomicznych PAN przedstawił pan czteroetapowy plan reanimacji gospodarki po pandemii. Obecnie jesteśmy na etapie drugim, czyli etapie rozruchu. Kiedy przyjdzie czas na etap trzeci, czyli odbicie?
Pierwszy etap, hibernacji, trwał od marca do maja. Teraz faktycznie trwa etap drugi, uruchamiane są kolejne obszary gospodarki, a rządowe ograniczenia są stopniowo znoszone. Do trzeciego etapu przejdziemy, gdy wszystkie branże zostaną uruchomione. Kiedy to się stanie, będzie zależało od sytuacji epidemiologicznej. Wieści są jednak na razie złe. Szczepionki wciąż nie ma, a tu i ówdzie pojawiają się nowe ogniska Covid-19. Nie wiemy więc, czy nie czeka nas druga fala pandemii, a w Polsce wciąż nie zakończyliśmy pierwszej. Jeśli na jesieni będą potrzebne nawet selektywne ograniczenia aktywności ekonomicznej, to etap rozruchu się opóźni. Czwarty etap, który nazwaliśmy „nową normalnością”, rozpocznie się dopiero za dwa, trzy lata.
Jak pokazują prognozy OECD, dług publiczny Polski według unijnej definicji w przyszłym roku przebije 60 proc. PKB nawet przy założeniu, że jesienią nie dojdzie do drugiej fali epidemii koronawirusa. W razie nawrotu epidemii dług publiczny może zbliżyć się do 70 proc. PKB. W niedawnym wywiadzie dla „Parkietu” minister finansów Tadeusz Kościński przekonywał, że prognozy OECD są nieuzasadnione, ale nawet gdyby było inaczej, to nie mielibyśmy się czym martwić, bo i tak stan finansów publicznych Polski będzie lepszy niż większości innych państw UE. Rzeczywiście, dług publiczny na poziomie 70 proc. nie byłby problemem?
Tak myślę. Są dwa fundamentalne równania dotyczące długu publicznego. Po pierwsze, dług to są zakumulowane deficyty z przeszłości. Po drugie, dług to suma wszystkich przyszłych jego spłat. Noblista Thomas Sargent nazwał to nieprzyjemną arytmetyką długu. Patrząc z tej perspektywy, możemy pożyczyć jako państwo tyle, ile w przyszłości będziemy w stanie oddać. I to przede wszystkim określa nasze zdolności pożyczkowe, a nie np. konstytucyjny zapis, wedle którego dług nie może przekroczyć 60 proc. PKB. Ten limit, podobnie jak odnoszące się do długu kryterium z Maastricht, nie wynika z żadnego prawa ekonomii. W tej chwili sytuacja polskiej gospodarki jest dobra, możemy spłacać nawet duże długi. Możemy też dość bezpiecznie pożyczać za granicą, bo coraz więcej eksportujemy, w wymianie usług zaś mamy nadwyżkę. A na razie nasze zadłużenie zagraniczne jest niewielkie. To jest o tyle ważne, że zadłużenie wewnętrzne i zadłużenie zewnętrzne to zupełnie inne typy zobowiązań, w zasadzie nie należy ich wrzucać do jego worka długu publicznego. Chodzi o to, że zaciąganie zobowiązań za granicą daje większego kopa, bo jest to zasilenie gospodarki przez kapitał z zewnątrz. Dlatego najbardziej pożądane w trakcie pandemii byłoby zaciąganie zobowiązań za granicą. W marcu i kwietniu było o to trudno, bo inwestorzy wycofywali się z Polski. Teraz, jak pokazuje kurs złotego, inwestorzy wracają, a możliwości pożyczania za granicą rosną.