Paweł Bukowski z LSE oceniał program „Rodzina 500+” podczas debaty panelowej na Uniwersytecie Oksfordzkim. Nasz ekspert docenił pozytywny efekt likwidacji ubóstwa wśród dzieci, jednak zwrócił uwagę na to, że reforma wypchnęła prawie 60 tysięcy kobiet z rynku pracy. Wskazał też negatywne skutki pozostałych reform: likwidacji gimnazjów, podwyższenia wieku szkolnego i obniżenia wieku emerytalnego.
Debata odbywała się w ramach XII Congress of Polish Student Societies i brali w niej udział Janina Ochojska z Polskiej Akcji Humanitarnej, Marcelina Zawisza z partii „Razem”, Bartosz Marczuk – wiceminister odpowiedzialny za wdrożenie programu „500+” i Paweł Bukowski – ekonomista z London School of Economics badający nierówności, nasz ekspert.
Paweł zdecydowanie pochwalił „500+” za likwidację ubóstwa wśród dzieci. Wśród panelistów był też jedynym który wskazywał na istotne wady programu. Podstawowym zarzutem jest wypychanie kobiet z rynky pracy. Aktywność zawodowa kobiet na skutek „500+” spadła o 2.4 punktu procentowego, co oznacza, że prawie 60 tysięcy kobiet zrezygnowało z pracy. Rezygnacja z pracy wystąpiła najsilniej pośród kobiet gorzej wykształconych i mieszkających poza dużymi miastami. Bezrobocie i niekatywność zawodowa, gdy nabiorą charakteru długoterminowego, znacznie obniżają kapitał społeczny i praktycznie likwidują szanse znalezienia pracy później. W Polsce już mamy duży problem z bardzo niską aktywnością zawodową kobiet w średnim wieku – mówiła o tym Marcelina Zawisza. Taki skutek reformy tylko ten problem pogłębi i w pewnych aspektach może prowadzić do utrwalenia nierówności. Paweł zaapelował o wyrównywanie szans pomiędzy ojcami i matkami poprzez poszerzenie urlopów tacierzyńskich i większą dostępność opieki przedszkolnej i żłobkowej.
Dane oceniające efekty „500+” pochodzą z badania dr Igi Magdy z Instytutu Badań Strukturalnych, które – jak podkreślił Paweł – metodologicznie stoi na najwyższym poziomie i jest najlepszym dostępnym badaniem tej reformy. Paweł zwrócił uwagę, że nie należy wprowadzać takich programów bez wstępnego, porządnego przygotowania się do ich późniejszej kompleksowej oceny. Przy dużych reformach społecznych w krajach rozwiniętych najpierw sprawdza się jak na program reaguje mała grupa kontrolna – jak rodzice wydają dodatkowe fundusze, jak program wpływa na ich pracę i pensje, jak poprawia się zdrowie i edukacja dzieci – zbadać można wszystko. Dopiero po wyciągnieciu wniosków rozszerza się program – jednocześnie zbierając szczegółowe dane od jak najszerszej grupy beneficjentów. W XXI wieku nie powinniśmy rozmawiać o naszych opiniach – w jakiej części wzrost dzietności z 1.29 do 1.45 jest zasługą „500+”, a w jakiej zasługą wyjątkowo dobrej i długotrwałej koniunktury. Powinniśmy to doskonale wiedzieć z zebranych danych.
Janina Ochojska zwróciła uwagę, że w kwestii pomocy międzynarodowej, coraz częściej przechodzi się z pomocy rzeczowej na pomoc w formie gotówki („programy cashowe”). Ma to szereg pozytywnych efektów: pozwala beneficjentom samemu decydować o wydatkach, co sprawia, że fundusze alokowane sa efektywniej, zmniejsza się stygmatyzację beneficjentów i zwiększa ich poczucie sprawczości. Co więcej, badania z Libanu pokazują, że każdy $1 z pomocy zwiększył PKB o ponad $2 na poziomie bardzo lokalnym. W Polsce rząd nie zebrał żadnych danych na temat skutków programu „500+”.
Paweł skrytykował reformę likwidującą gimnazja za to, że przyczyni się do zwiększania nierówności edukacyjnych. Gimnazja, które były rejonizowane, spełniały bowiem dwie kluczowe role. Po pierwsze, dzięki temu, że były lepiej doinwestowane, dawały drugą szanse dzieciom, które miały pecha trafić do słabej podstawówki. Po drugie, przedłużały o rok czas wspólnej nauki, gdy dzieci nie są jeszcze sortowane na „zdolniejsze” i „słabsze”. Istniejące badania pokazują pozytywny wpływ gimnazjów na zarobki i rynek pracy, co sprawiało, że polski system edukacji był w naszym regionie wzorem do naśladowania.
Podobnie, badania ekonomiczne wskazują na fundamentalny wpływ wczesnej edukacji na późniejsze szanse życiowe i zarobki. W tym kontekście podwyższenie wieku szkolnego z 6 do 7 lat Paweł ocenił jako błędne. Były wiceminister Bartosz Marczuk uznał, że sześciolatków nie należy wysyłać do szkół, gdyż szkoły są nieprzygotowane, a obowiązek szkolny i tak obowiązuje w Polsce od 6 roku życia. Jeżeli chcemy w ojczyźnie budować prawdziwy dobrobyt, dobrobyt na pokolenia, to powinniśmy poważnie rozmawiać o edukacji przedszkolnej i o obniżeniu – wzrorem krajów rozwiniętych – obowiązku szkolnego do pięciu lat. Nieprzygotowanie szkół do kształcenia najmłodszych Polaków to ciężki grzech zaniedbania obciążający ministerstwo i rząd.

Podobne opinie i ekspertyzy

Strona wykorzystuje pliki cookies w celu prawidłowego jej działania oraz korzystania z narzędzi analitycznych, reklamowych i społecznościowych. Akceptuję Polityka prywatności