„Jeśli chodzi o kierowanie NBP w najbliższych latach to mamy przed sobą tylko dwa scenariusze: zły i gorszy”- wywiad Wojciecha Paczosa dla OKO.Press

przez Wojciech Paczos

„Jeśli chodzi o kierowanie NBP w najbliższych latach to mamy przed sobą tylko dwa scenariusze: zły i gorszy”. Z dr. Wojciechem Paczosem o kierowaniu bankiem centralnym w trudnych czasach i o tym, czy chciwość firm przyczyniła się do wzrostu inflacji rozmawiał Jakub Szymczak.


***

Greedflacja, czyli wszystkiemu winni przedsiębiorcy?

Jakub Szymczak, OKO.press: To mamy tę inflację chciwości (ang. greedflation), czy jej nie mamy?

Dr Wojciech Paczos, Cardiff University, grupa ekspercka Dobrobyt na Pokolenia: Zacznijmy od podstaw. Uważam, że chciwość, to coś, co motywuje przedsiębiorców. Jeżeli mogą zarobić więcej, to spróbują to zrobić.

Dlatego kluczowe jest to, jak chcemy, żeby wyglądał rynek. To żywioł, który napędza innowacyjność i postęp.

Ale z teorii ekonomii wiemy też, że jeśli pozostawimy rynek bez żadnej kontroli, to ta chciwość i sukces, który z innowacyjności może wynikać, koniec końców będzie się przemieniał w opanowywanie rynku i jego mechanizmów, czyli monopolizację.

To zupełnie naturalny proces, gdy rynek jest pozostawiony sobie. Poza ekstremami, ekonomiści z lewa i prawa zgadzają się co do tego, że rynków nie można pozostawić samych sobie. Tą ostatnią granicą jest monopolizacja i walka z monopolami.

Z tego, co rozumiem, opowieść o greedflation polega na tym, że obserwowaliśmy nagły i skoordynowany atak chciwości w ostatnich dwóch latach. Przedsiębiorcy wspólnie zaczęli podnosić ceny, by nabić swoje marże, a to wywołało inflację.

A nie jest to przejaskrawienie argumentów zwolenników tej teorii? Czy nie chodzi raczej o to, że przedsiębiorcy podejmowali racjonalne ze swojej perspektywy decyzje, by ceny podnosić, bo konsumenci to akceptowali? Że raczej wskoczyli na płynącą już falę?

Taki opis jest mi bliższy. Jeśli tak zdefiniujemy greedflation, to takie zjawisko rzeczywiście wystąpiło. Warto podać tutaj przykład z początków pandemii. Miejscami obserwowaliśmy puste półki w sklepach, braki na przykład papieru toaletowego. Wtedy ceny nie poszły w górę.

Dla ekonomistów to było zastanawiające. Bo mamy klasyczne zjawisko — ogromny popyt, niska podaż. Nie było żadnych prawnych ograniczeń na podnoszenie cen. Podręcznikowo ceny powinny wzrosnąć.

No to dlaczego nikt nie podnosił wtedy cen papieru toaletowego?

Bo nie było na to przyzwolenia społecznego. Myślę, że pierwszy przedsiębiorca, który w tamtej sytuacji podniósłby mocno ceny, zostałby publicznie napiętnowany za to, że wykorzystuje trudną sytuację dla własnego zysku.

Wtedy przyzwolenia nie było, a rok, dwa lata później już tak?

W mojej ocenie odpowiedzią są tutaj oczekiwania inflacyjne. To zjawisko, które jest trudne do uchwycenia liczbami. Chodzi o to, jakiej inflacji oczekujemy za jakiś czas. Jeśli wysokiej – bo widzimy, że rośnie, a bank centralny nie reaguje, bo przyzwyczailiśmy się do wzrostów cen – to łatwiej zaakceptujemy kolejne podwyżki.

Na początku inflacji te oczekiwania były niskie, nikt nie myślał o wyższych cenach, rynek by takie podwyżki ukarał. W ostatnich dwóch latach rosnące ceny już nikogo nie dziwiły, bo się do nich krok po kroku przyzwyczailiśmy. Nikt się z tych podwyżek nie cieszył i mamy już inflacji dosyć, ale było to akceptowalne. Przedsiębiorcy z tego skorzystali.

Jak wyglądałaby sytuacja firm, gdyby tych wysokich podwyżek nie było?

Wiele z nich mogłoby nie wytrzymać konkurencji. Ale część po prostu wykorzystała sytuację, by lepiej zarobić. Ze strony firm to było racjonalne zachowanie rynkowe.

W normalnych czasach jest tak, że przedsiębiorcy nie chcą podnosić cen codziennie, ceny nie są elastyczne, bo to nikomu się nie opłaca. Mamy więc sztywność cenową, a w czasach podwyższonej inflacji wynikają z niej dwa efekty: ci, którzy nie podnoszą cen, a dokoła szaleje inflacja, tracą.

Ich realne marże zaczynają spadać. Natomiast ci, którzy mogą ceny podnieść, podnoszą je wyżej niż inflacja. Ten drugi efekt zawsze dominuje. W mojej ocenie to, co obserwowaliśmy przez ostatnie dwa lata, zgadza się z mechanizmem teoretycznym, jaki znam.

Kto miał rację, Glapiński czy Lagarde?

To banki centralne mają w rękach narzędzia, by trzymać oczekiwania inflacyjne w ryzach. Wiele razy mówiłeś, że Europejski Bank Centralny radzi sobie z tym znacznie lepiej niż nasz NBP. Ale to szefowa EBC Christine Lagarde na konferencji prasowej mówi o greedflation i wprowadza to pojęcie szeroko do debaty.

Ale taka greedflation to nie jest żadna nowość i sensacja, tylko naturalny proces, gdy występuje tak silny wzrost inflacji, z jakim mieliśmy do czynienia.

Czyli firmy wykorzystywały inflację do podnoszenia swoich cen we wcześniejszych wielkich falach inflacji, na przykład po kryzysie paliwowym w latach 70.?

Mechanizm wzrostu marż na skutek inflacji jest uniwersalny.

Ale pojęcie jest nowe, nie używano go wcześniej.

Bo nie mieliśmy dobrych danych. Nie wiedzieliśmy, co się działo z marżami w poprzednich dużych falach inflacji, a takich nie było od wielu lat.

Pojęcie jest chętnie wykorzystywane przez część politycznej lewicy do przekonywania, że to wielkie firmy są winne wzrostowi cen.

Ludzie lubią używać takich pojęć, one upraszczają świat. Wzrost marż miał miejsce, to nie jest przedmiotem dyskusji. Jak je nazwiemy to drugorzędny temat. Dla mnie kluczowe jest to, że to nie było przyczyną, ale skutkiem. Skutkiem wysokich oczekiwań inflacyjnych.

Znam twoją ocenę polityki NBP, ale czy ECB nie mogło silniej przekonać Europejczyków, że ceny nie będą rosły tak szybko?

Trudno mi powiedzieć. Pewnie by się dało. Zawsze podkreślam, że EBC lepiej zrozumiał sytuację, lepiej się w niej odnalazł w porównaniu do NBP. Ale w debacie światowej EBC wskazywało się jako tego, który się spóźnił z reakcją w porównaniu do Banku Anglii czy Amerykańskiej Rezerwy Federalnej. Z dzisiejszej perspektywy trzeba przyznać tym głosom rację.

Zbyt późno podnosił stopy?

Tak, przez to, że najpierw mieliśmy długą debatę, czy to jest inflacja długotrwała, czy chwilowa. Ja uważam, że EBC miał jeszcze jedno ograniczenie, o którym się zapomina. EBC wcześniej, przed obecną falą inflacji, działało w przeciwną stronę.

Strefa euro miała wówczas problem nie ze zbyt wysoką inflacją, ale na odwrót, ze zbyt niską. Więc oczekiwania trzeba było podnosić, bo było zagrożenie deflacją. EBC obiecywał, że stopy będą niskie bardzo długo, właśnie po to, żeby pobudzić wzrost inflacji. Kiedy pojawiły się presje inflacyjne EBC, miał problem ze swoją wcześniejszą obietnicą.

W połowie 2021 roku nie było jeszcze pewne, że ta inflacja będzie dosyć uporczywa i długotrwała. Decyzja, by stopy podnosić początkowo bardzo ostrożnie, była świadoma, po to, by zachować dotychczasową wiarygodność.

Dzisiaj NBP i ECB działają w przeciwnym kierunku. Prezes Glapiński zakończył cykl podwyżek, jego słowa wskazują na to, że szykują nam się niedługo obniżki stóp procentowych. Christine Lagarde mówi raczej o uporczywości inflacji, stopy w strefie euro znów wzrosły, niewykluczone, że nie ostatni raz. Ale może dziś to NBP ma rację? Może EBC gra zbyt ryzykownie i prowokuje recesję?


Takie ryzyko istnieje zawsze. Ekonomia nie jest matematyką, nie da się wyliczyć…….

Dalszą część wywiadu przeczytacie na stronie OKO.Press.

***

Teksty takie jak ten powstają dzięki wsparciu naszych patronów. Jeśli nasza misja jest Ci bliska, możesz zostać jednym z nich lub zachęcić do tego znajomych

Podobne opinie i ekspertyzy

Strona wykorzystuje pliki cookies w celu prawidłowego jej działania oraz korzystania z narzędzi analitycznych, reklamowych i społecznościowych. Akceptuję Polityka prywatności