Kwietniowa rozmowa o inflacji w TOK FM

przez Wojciech Paczos

W połowie kwietnia nasz ekspert dr Wojciech Paczos był gościem audycji Światopodgląd w radiu TOK FM, w której opowiadał o tym, kiedy inflacja staje się niebezpieczna i jak walczyć z jej nadmiernym wzrostem, nie obciążając jednocześnie osób, które najwięcej tracą na kryzysie. Nagranie całej rozmowy dostępne jest dla prenumeratorów na stronie radia, a obszerny wybór wypowiedzi naszego eksperta prezentujemy poniżej.

***

Czy obawiać się inflacji?

Boję się inflacji, ale jeszcze bardziej niż inflacji boję się polskiej szkoły walki z inflacją. Ta polska szkoła walki z inflacją zakłada, że jeśli jest inflacja, to trzeba ją zarżnąć razem z całą gospodarką, podnosząc stopy procentowe. Uważam, że to jest teraz gorszy scenariusz niż te niebezpieczeństwa, które mogą się wiązać z inflacją.

Inflacja jest zła z dwóch powodów. Po pierwsze dlatego, że inflacja sama się utrwala. Kiedy obserwujemy inflację, to zaczynamy przewidywać, że ona będzie się utrzymywała w przyszłości. A jeśli przewidujemy, że będzie działała w przyszłości, zaczynamy zmieniać swoje zachowania inwestycyjne i konsumpcyjne, żeby uwzględnić te nasze przewidywania przyszłej inflacji. I kiedy zaczynamy ją uwzględniać, ona zaczyna się rzeczywiście realizować, bo inflacja to nie jest jakieś prawo ekonomiczne, które wynika z tego, że bank centralny wciska jakiś guzik i wtedy się pojawia lub znika inflacja. Inflacja to wzrost cen, a o cenach decydują producenci produktów i usług. Jeśli oni będą oczekiwali, że koszty produkcji ich produktów i usług będą się podnosiły, to ceny będą szły w górę.

Jest taki słynny cytat, że „inflacja jest zawsze i wszędzie zjawiskiem monetarnym”. Tak powiedział Milton Friedman już ponad pięćdziesiąt lat temu. Teraz już wiemy znacznie więcej o inflacji i ja powiem inaczej: inflacja jest zawsze i wszędzie zjawiskiem oczekiwań. Więc jeśli faktycznie tej inflacji oczekujemy, to ona się pojawi. Jeśli jej nie oczekujemy, to się nie pojawi.

Drugi powód, dla którego inflacja jest zła, to nowa rzecz, o której nie wiedzieliśmy wcześniej, czyli to, że ona bardzo nierówno traktuje społeczeństwo. Krótko mówiąc, na inflacji najbardziej tracą ci, którzy słabo zarabiają i mają mało oszczędności. To wynika z tego, że mają słabą pozycję na rynku pracy i słabe możliwości negocjowania podwyżek. To są często ludzie, którzy pracują na umowach śmieciowych czy osoby zatrudnione w sektorze publicznym, bo tam też te płace są rzadko indeksowane. Co więcej, oni też mało oszczędzają lub mają małe oszczędności, bo te oszczędności zwykle są ulokowane na kontach bankowych, które nie są chronione przed inflacją. Ci, którzy mają tych oszczędności dużo, mają dostęp do innych produktów oszczędnościowych jak na przykład nieruchomości. Nieruchomości mają to do siebie, że wyprzedzają inflację, więc ci, którzy potrafią i mają możliwość trzymać swoje nadwyżki oszczędnościowe w nieruchomościach, są dużo lepiej chronieni przed inflacją. Są więc zjawiska redystrybucyjne, które teraz w ekonomii badamy i o których wcześniej mało się rozmawiało.

Z drugiej strony, tradycyjna metoda walki z inflacją to podniesienie stóp procentowych. Uważam, że to byłoby błędem w obecnej sytuacji.

Jak zapobiegać nadmiernemu wzrostowi inflacji, nie podnosząc stóp procentowych?

Jest pewne wyjście z tego dylematu, o którym wcześniej mówiłem, że z jednej strony inflacja nie jest zbyt korzystna ani dla każdego z nas z osobna, ani dla społeczeństwa ze względu na te efekty redystrybucyjne, ale z drugiej strony tradycyjne wychodzenie z inflacji przez podnoszenie stóp byłoby bardzo dużym błędem polityki gospodarczej, bo wykoleiłoby odbicie popandemiczne i bardzo nadwyrężyłoby stabilność finansów publicznych, które są nadwyrężone przez to, że rząd musiał ratować gospodarkę w czasie lockdownu. Teraz należałoby zrobić coś, co zmniejszy te oczekiwania inflacyjne, czyli, mówiąc obrazowo, zdejmie nadwyżkę popytu z rynku, a z drugiej strony zrekompensuje te straty, które przez tę podwyższoną inflację odbijają się bardziej na najsłabiej zarabiających.

Jest takie narzędzie, ale ono nie służyło nigdy do walki z inflacją, bo się je dosyć trudno uchwala i trudno się z nim przebić. To narzędzie nazywa się podatki. Ja jestem zwolennikiem takiej polityki gospodarczej, która w pierwszej kolejności podniesie podatki, bo takie podniesienie podatków może być dużo lepiej skalibrowane niż podniesienie stóp procentowych. Stopy procentowe podnosimy natychmiast wszystkim. Podniesienia podatków można dokonać bardzo precyzyjnie w celu wyrównania strat. Podniesienie podatków po pierwsze wyrówna straty, po drugie obniży oczekiwania inflacyjne, a po trzecie poprawi, a nie pogorszy stabilność fiskalną. Jest wyjście, ono jest nie do końca ortodoksyjne, ale to nie jest żaden nowy instrument. To się da zrobić i jednocześnie zmniejszyć presję na bank centralny, żeby ten bank centralny podnosił stopy procentowe, kiedy oczekiwania inflacyjne zaczną odjeżdżać w górę.

Progresja podatkowa, to jest najprostsza rzecz, jaką można zrobić. Podatków jest akurat mnóstwo, ale akurat możliwość precyzyjnego dostrajania tych instrumentów jest dużo większa niż stóp procentowych. Jeśli bank centralny ma tylko jedno narzędzie, podnosi stopy procentowe, to podnosi je wszystkim – tym, którzy kredyt biorą, i tym, którzy go już zaczęli spłacać. Równo traktuje wszystkich. Z drugiej strony narzędzia podatkowe można bardzo dobrze dostosować do aktualnych potrzeb. A potrzebujemy przede wszystkim zwiększenia progresji podatkowej, bo ona w tym momencie jest w Polsce odwrócona. Nie jest tak, że im się więcej zarabia, tym się więcej procentowo oddaje podatków, to jest w Polsce postawione na głowie. A po drugie można chronić tych, którzy najwięcej płacą za ten kryzys. To najmniej zarabiający mają największe ryzyko utraty pracy, zarażenia się, a dodatkowo w Polsce płacą najwyższe podatki.

Ważną zmianą byłoby też wprowadzenie progresji podatkowej z jednoosobowej działalności. To, że w Polsce mamy osobne podatki dla dochodu, który pochodzi z jednego rodzaju pracy, a osobne dla takiego, który pochodzi z innego rodzaju pracy, jest ewenementem na skalę światową.

Czy inflacja w Polsce już jest lub może być zagrożeniem?

Inflacja w marcu przekraczająca 3% to jeszcze nie jest dużo i nie należy się tego bać. Należy się bać, kiedy te odczyty osiągną powyżej 5%. Wtedy trzeba zacząć działać. Empirycznie wiemy, że inflacja dwucyfrowa jest już nie do oponowania. Opanowanie takiej inflacji jest bardzo kosztowne i ona już bardzo wykrzywia nasze optymalne decyzje gospodarcze. Jeśli inflacja wynosi około 8%, to każdy z nas planując budżet na przyszły rok powinien to w jakiś sposób wziąć pod uwagę.

Z drugiej strony jest też problem z liczeniem inflacji i my pisaliśmy też rok temu, że inflacja jest trochę zaniżona. Przez to, że odwróciły się pewne trendy, na przykład to, że żywność kiedyś drożała najwolniej, a teraz drożeje najszybciej, ale mierzymy tę inflację według koszyka, w którym ileś procent stanowią różne produkty. Wiele rzeczy z tego koszyka zupełnie wypadło, jak na przykład podróże zagraniczne, a wiele zaczęło nabierać większego znaczenia, jak na przykład żywność. I to, że na przykład żywność ma większe znaczenie w koszyku i do tego drożała od lat najszybciej ze wszystkich kategorii, to wskazuje to, że inflacja jest nieco wyższa niż to wyliczone. Szacuję, że jest to różnica około 0,8 do 1 punktu procentowego.

Podobne opinie i ekspertyzy

Strona wykorzystuje pliki cookies w celu prawidłowego jej działania oraz korzystania z narzędzi analitycznych, reklamowych i społecznościowych. Akceptuję Polityka prywatności