Na stronie OtokoClub ukazał się w dwóch częściach wywiad z dr. Wojciechem Paczosem na temat strategii walki z drugą falą koronawirusa i jej możliwymi konsekwencjami gospodarczymi. Nagrania można obejrzeć tutaj i tutaj. Odpowiedzi naszego eksperta publikujemy poniżej.
Czy skutki ekonomiczne drugiej fali epidemii COVID-19 będą poważniejsze niż tej pierwszej, wiosennej?
Pierwsza fala pandemii wygasła latem, prawdopodobnie miała na to wpływ kombinacja czynników takich jak m.in. pogoda, promieniowanie UV oraz bardzo zdecydowane i radykalne działania rządów na świecie, które „zamykały” gospodarki na wiosnę. To nam daje dosyć nieciekawą perspektywę, bo można się obawiać, że druga fala również utrzyma się do lata. Ta fala może więc być dłuższa i skutkować dłuższym utrzymaniem obostrzeń, a tym samym wiązać się z dużo bardziej dotkliwymi konsekwencjami gospodarczymi.
Z drugiej strony ludzie uczą się na własnych błędach i w tej chwili wiemy, że służba zdrowia, choć jest na skraju wytrzymałości, to jest do tej fali nieco lepiej przygotowana niż do pierwszej. Można się spodziewać, że także firmy i cała gospodarka w jakiś sposób przygotowały się do drugiej fali, dzięki czemu poradzimy sobie z nią lepiej.
Lockdown ma dwa działania i one są bardzo nieintuicyjnie ze sobą powiązane. Z jednej strony oczywiście powoduje straty w gospodarce przez to, że zamyka działalność firm a nawet całych branż. Z drugiej jednak strony przerywa to transmisję wirusa, co pozwala przyspieszyć powrót do normalności i pozwala gospodarce szybciej wrócić na dawne tory. To jest działanie pozytywne z punktu widzenia gospodarki. Trudno uchwycić bilans pomiędzy tymi efektami. Co do zasady jednak lockdown, jeżeli umiejętnie nim zarządzamy, nie musi skończyć się gospodarczą katastrofą.
Jak miesięczny lockdown wpłynąłby na polski PKB i wzrost bezrobocia?
To są bardzo trudne wyliczenia, takie, które my przedstawiliśmy wiosną z doktorem Pawłem Bukowskim z LSE. Zaczęliśmy wówczas od wyliczenia, że lockdown dotyka około 1/3 konsumpcji, biorąc pod uwagę, że konsumpcja to około 70% PKB. Obliczyliśmy, że lockdown w każdym tygodniu trwania obcina około 23% bieżącego PKB, czyli wartości dóbr i usług wyprodukowanych w danym tygodniu. Dodatkowo założyliśmy, że 3/4 z tej wartości utracone jest bezpowrotnie, a 1/4 jest być może przełożona na później. Taka kalkulacja wskazuje, że miesięczny lockdown obcina PKB kraju o około 1,5% rocznego PKB. Wyliczamy w ten sposób jedynie mechaniczne straty w przypadku, kiedy poza tym nie nastąpiły żadne inne wydarzenia mające negatywny wpływ na gospodarkę, a po lockdownie gospodarka otwiera się i działa normalnie. Wiemy jednak, że te dodatkowe, negatywne wydarzenia nastąpiły i wciąż następują w trakcie lockdownu i są to tak zwane efekty nieliniowe – one będą narastały, te straty będą coraz większe, im dłużej będzie trwał lockdown. Te zmiany wiążą się z falą bankructw i bezrobocia, co z kolei powoduje zmniejszenie popytu zagregowanego i przekłada się na kolejne straty gospodarcze.
Oszacowaliśmy, że w przypadku trzymiesięcznego lockdownu te straty to nie będzie zwykła suma według naszych szacunków dla każdego miesiąca, czyli 4,5%, tylko dwa razy więcej. Oceniliśmy, że może to być około 10% PKB rocznego. Rzeczywiście, szacuje się, że pierwsza fala w Polsce obniżyła PKB w stosunku do prognozowanego przed epidemią o około 8%.
To, czy druga fala przyniesie większe czy mniejsze straty rocznego PKB zależy od dwóch czynników. Po pierwsze – jak długo potrwa i jak bardzo dotkliwa będzie druga fala, a po drugie – jak długi i jak bardzo dotkliwy będzie lockdown przez nią wywołany.
Jaki lockdown byłby najmniej szkodliwy?
Wczesny i krótki, ale na tyle długi, żeby przerwać transmisję wirusa.
Im dłuższy lockdown, tym większe straty mechaniczne, im większy lockdown, tym większe efekty nieliniowe. Z tej logiki wynika, że najlepszy lockdown to krótki lockdown. Musi on jednak być na tyle długi, żeby wywołał przerwanie transmisji.
Wiosną nauczyliśmy się, że im wcześniejszy lockdown, tym szybciej przerwana jest transmisja i tym zachorowania stabilizują się na niższym poziomie. Wczesny lockdown trwa więć krócej. Błędne jest czekanie i zamykanie gospodarki dopiero na końcu. Im szybciej zamkniemy gospodarkę, tym szybciej będziemy ją mogli otworzyć. Także z punktu widzenia minimalizowania strat gospodarczych najkorzystniejszy jest więc wczesny lockdown.
Mam wrażenie, że nie wykorzystano jeszcze możliwości zarządzania lockdownem na poziomie lokalnym, czyli zamykania regionów, które cierpią bardziej i przerywania transmisji lokalnie, zamiast na poziomie kraju. To rozwiązanie skończyło się w Polsce właściwie farsą, bo wesela na pięćdziesiąt osób to żadne ograniczenia. Pójście w kierunku bardzo nikłych ograniczeń na poziomie lokalnym nie miało szansy zadziałać, nie wykorzystaliśmy potencjału tego rozwiązania. W tej chwili jest na to za późno, bo ochrona zdrowia jest na skraju swoich możliwości i na powrót do lokalnych obostrzeń jest za późno. Należy z tej lekcji wyciągnąć wnioski i lepiej się przygotować na ewentualną kolejną falę.
Czego o stosowaniu lockdownu uczą nas doświadczenia innych krajów?
- Szwecja kontra Norwegia
W Polsce często wspominamy Szwecję jako kraj, który się nie zamknął i przetrwał pierwszą falę bez prawnie usankcjonowanych ograniczeń. W Szwecji istniały jednak ograniczenia w formie rekomendacji, do których ludność się stosowała. T ograniczenie były oczywiście mniej dotkliwe niż to, czego doświadczyliśmy w Polsce. Natomiast Szwecja ma zupełnie inną strukturę gospodarki i zaludnienia. To jest bardzo duży kraj o stosunkowo małej gęstości zaludnienia. Bardzo ciężko porównywać doświadczenia Szwecji do doświadczeń chociażby Wielkiej Brytanii, Francji, Hiszpanii czy Włoch.
Myślę, że najlepszym przykładem, z którego możemy się nauczyć jest za to porównanie Norwegii i Szwecji. Norwegia jest bardzo podobny do Szwecji pod względem gospodarki, struktury zaludnienia i kultury. Te dwa kraje poszły innymi ścieżkami, to znaczy Norwegia wprowadziła lockdown na bardzo wczesnym etapie i on faktycznie był bardzo krótki, trwał trzy tygodnie.
Spodziewalibyśmy się, że szwedzka gospodarka będzie po tym doświadczeniu dużo stabilniejsza i silniejsza, bo nie została zamknięta. Oba kraje poradziły sobie jednak równie dobrze gospodarczo! Są natomiast bardzo duże różnice, jeśli chodzi o śmiertelność. Szwecja straciła dziesięć razy większy odsetek swojej populacji niż Norwegia. Pod tym względem powinniśmy wyciągnąć wniosek, że lockdowny wcale nie zabijają gospodarki, jeżeli są przeprowadzone skutecznie, szybko i na bardzo wczesnym etapie.
- Słowacja
Słowacy wprowadzili bardzo niekonwencjonalne rozwiązanie – przetestowali niemal całą populację i nie wprowadzili lockdownu. Na Słowacji wszystko działa, ale możesz wyjść z domu, jeśli masz paszport zdrowotny, czyli przeszedłeś test, a on dał wynik negatywny. Słowacy mogli sobie na to pozwolić, bo przetestowali 3/4 populacji. 1/4, która nie poddała się testom oraz ci, którzy byli zakażeni, mają dwutygodniową kwarantannę i po dwóch tygodniach testy zostaną powtórzone w tych regionach, w których była największa zachorowalność. Słowacy liczą na to, że dzięki temu uda im się ograniczyć liczbę aktywnych przypadków o połowę, co byłoby ogromnym sukcesem. Należy patrzeć uważnie na to, co się dzieje na Słowacji, żeby zobaczyć, na ile skuteczna jest ta taktyka i na ile możemy ją zastosować – jeśli nie dla całej populacji, to dla dużych skupisk ludności, na przykład dużych miast.
- Korea Południowa
Trzeci przykład, na który warto spojrzeć z punktu widzenia innego podejścia, ale też zupełnie innej kultury, to Korea Południowa, która też się nie zamknęła, ale ma bardzo skuteczny system śledzenia kontaktów społecznych. Ten system wymaga właściwie rezygnacji z prywatności i przekazania swoich danych rządowi, aby ten wiedział gdzie, kiedy i z kim się spotkaliśmy. Wymaga to bardzo dużej skuteczności w izolowaniu i Korei się to udało. To jest zupełnie inne podejście i zupełnie inna kultura walki z wirusem. Na ile ona się przekłada na to, co możemy zrobić w Polsce? Nie wiem, myślę, że w niewielkim stopniu, natomiast na pewno warto wyciągać wnioski i obserwować.
- Wielka Brytania
Warto też uczyć się na błędach – własnych i cudzych. Wielka Brytania próbowała podejść do tematu lockdownów lokalnie i to spotkało się z dużym sprzeciwem. Manchester zaprotestował, co skończyło się wprowadzeniem lockdownu dla całego kraju. Także na to doświadczenie należy spojrzeć i wyciągnąć wnioski.
Czy konieczny jest pełny lockdown i zamykanie niemal wszystkich sektorów?
Lockdown jest bardzo tępym, ale bardzo skutecznym narzędziem. Co do zasady powinien działać tak, że zamykamy te branże, w których transmisja wirusa jest największa. Problemem jest to, że nie wiemy, w których branżach i których miejscach ta transmisja jest największa, ponieważ nie zbieramy danych na ten temat. Co więcej, bardzo ciężko odizolować miejsca transmisji jedne od drugich.
Z danych hiszpańskich wynika, że największa transmisja odbywa się w kręgach rodzinnych. Do tych kręgów ten wirus też trafił z zewnątrz. Nie da się zamknąć rodzin tak, żeby członkowie rodziny się nie spotykali, szczególnie, kiedy mieszkają wspólnie. Da się natomiast wyeliminować ten moment, kiedy wirus trafia do rodziny.
W jaki sposób to zrobić? Czy konieczne jest zamykanie wszystkich branż, w tym instytucji kultury czy siłowni? Na tym etapie jest już za późno, żeby myśleć o lokalnych ograniczeniach. Należało to planować i wprowadzać na wcześniejszych etapach, kiedy moment katastrofy ochrony zdrowia był jeszcze na tyle odległy, że można było próbować ograniczać transmisje przez działania na poziomie regionów i branż. W tej chwili, nie mając wiedzy o tym, jak wirus się przenosi, należy zlikwidować wszystkie możliwe ścieżki przenoszenia wirusa, aby uratować ochronę zdrowia w Polsce.
Co Pan sądzi o „10 działaniach antykryzysowych dla firm”, ogłoszonych przez premiera Morawieckiego w piątek? Czy są to instrumenty „dobrze dopasowane” do ratowania przedsiębiorców?
„10 działań” premiera Morawieckiego to zestaw bardzo różnych działań o różnym kalibrze. Nie wszystkie one są kluczowe. Kluczowe są trzy punkty – tarcza, umorzenie środków z tarczy finansowej i postojowe dla firm.
To działania, które mają sprawić, że firmy nie będą zmuszone do zwalniania ludzi i zamykania się w związku z kryzysem, który przyszedł z zewnątrz i na który żadna firma w Polsce i na świecie nie była przygotowana. To są działania zgodne z tym, co mówili ekonomiści na początku roku, kiedy wirus pojawił się w Chinach, a także z tym, co ja razem z dr. Pawłem Bukowskim z LSE proponowaliśmy w naszym czteroetapowym planie ratowania gospodarki, który ogłosiliśmy w kwietniu.
To, czego nadal brakuje w tych działaniach to myślenie w szerszej perspektywie. Proponuje się nam nadal pierwszy etap hibernacji gospodarki, ale nie ma tam pomysłu na to, w jaki sposób wykorzystać czas, który da nam lockdown, a następnie rozmrozić gospodarkę. Lockdown nie powinien służyć tylko przerwaniu transmisji wirusa, ale także zyskaniu na czasie i przygotowaniu na potencjalną trzecią falę zachorowań. Na to nie ma w tych rozwiązaniach pomysłu.
Ogromnym problemem jest pominięcie w tych działaniach osób, które pracę już straciły, a według różnych szacunków bezrobocie wynosi już 6%.Nawet ta liczba jest zaniżona, bo nie uwzględnia tych, którzy pracę stracili, a jej aktywnie nie poszukują. Bardzo ciężko jest aktywnie poszukiwać pracy w czasie takiego kryzysu, z jakim mamy do czynienia. Wiele osób z tego powodu rezygnuje z szukania pracy, przez co nie są kwalifikowani jako bezrobotni, co nie zmienia faktu, że stracili pracę. Brakuje więc działania w kierunku ochrony tych, którzy najbardziej tracą na tym kryzysie.
Czy około 20 miliardów złotych na pomoc przy lockdownie to wystarczająca kwota, żeby ratować firmy, zwłaszcza te mniejsze, przed bankructwem lub masowym zwalnianiem ludzi?
Rząd wiosną, przy okazji pierwszej fali zachorowań i pierwszego lockdownu, wydał około 300 miliardów złotych na ratowanie gospodarki. Wydaje mi się więc, że przewidziana kwota 20 miliardów na całą jesień i być może wiosnę to musi być błąd w obliczeniach. Bo albo rząd twierdzi, że wydał wiosną piętnaście razy za dużo, albo, że druga fala będzie piętnaście razy mniej dotkliwa od pierwszej. Żadne z tych założeń nie wydaje mi się rozsądne, dlatego myślę, że kwota ta będzie ostatecznie dużo wyższa.
Dlaczego nadchodzący wzrost inflacji może być dobry dla gospodarki?
Wzrost inflacji jako taki nie będzie dobry dla gospodarki, ale on wskaże na to, że zagregowany popyt ma się dobrze i to będą dobre wieści dla gospodarki. W ratowaniu gospodarki nie chodzi bowiem tylko o to, żeby firmy po okresie lockdownu się otworzyły, ale także o to, żeby po otwarciu miały komu sprzedać swoje dobra i usługi. Żeby popyt nadal funkcjonował.
To jest kluczowe zadanie, aby nie doprowadzić do sytuacji, w której popyt w gospodarce ulegnie strukturalnemu załamaniu, co miało miejsce na przykład podczas kryzysu finansowego w latach 2008-2010. Z tego kryzysu gospodarka światowa wychodziła bardzo długo właśnie dlatego, że popyt się załamał i to na dobre. Jednym ze skutków załamania popytu była bardzo niska inflacja.
Wzrost inflacji per se nie jest więc korzystnym dla gospodarki zjawiskiem, ale wskazuje na to, że nie popełniono błędu i nie dopuszczono do załamania zagregowanego popyt w gospodarce. Idealnym rozwiązaniem byłoby utrzymanie popytu na takim poziomie, żeby odpowiadał zagregowanej podaży, ale to jest bardzo trudne. Lepiej popełnić błąd i sprawić, że popyt będzie „przegrzany”, niż pomylić się w drugą stronę i ten popyt całkowicie załamać.
Co jeszcze można zrobić, żeby negatywne skutki ekonomiczne drugiej fali zachorowań odczuć mniej?
Testy, testy i przede wszystkim testy.
Należy patrzeć na to, co się wydarzy na Słowacji, która zdecydowała się przetestować 3/4 populacji. Czego możemy się nauczyć na tym przykładzie i jakie wnioski wyciągnąć dla Polski?
Wiemy, że testów w Polsce jest w tej chwili za mało. Ich jest tak mało, że prawdopodobnie zaniżają prawdziwą liczbę chorych. Potrzebujemy tych testów więcej po pierwsze po to, żeby wiedzieć o tym, jaka jest skala zjawiska, ale także po to, żeby wiedzieć, w jaki sposób wirus się przenosi i jak można ograniczać jego rozprzestrzenianie.
W drugiej fali niewiele już zrobimy – musimy już zamykać gospodarkę, żeby polska ochrona zdrowia mogła ratować ludzi. Jednak przygotowując się na przyszłość, należy dobrze rozważyć i przygotować scenariusze lokalnych obostrzeń – lokalnych geograficznie i lokalnych, jeśli chodzi o branżę. Musimy przede wszystkim uczyć się na własnych błędach, ale też próbować uczyć się na błędach innych. Doświadczeń krajów z różnymi rodzajami obostrzeń i różnymi odpowiedziami gospodarczymi mamy bardzo wiele. Możemy się z nich wiele nauczyć.