Zmierzch szkół. Oto czego politycy i publicyści nie mówią Wam o współczesnej ekonomii

przez Tomasz Makarewicz

Jak rozpoznać złą publicystykę ekonomiczną? I polityków, którzy tylko udają, że ich poglądy na gospodarkę są zbieżne ze stanem współczesnych nauk ekonomicznych? W skrócie: uciekajcie przed każdym, kto twierdzi, że ekonomia jest prosta i można ją wydedukować „na zdrowy rozum”

Każdy, kto interesuje się polityką gospodarczą, na pewno zetknął się przynajmniej z jedną z wielkich szkół ekonomii: ekonomią podaży, keynesizmem, marksizmem, szkołą austriacką czy chicagowską. Te szkoły ekonomii różnią się założeniami, metodami i językiem opisu gospodarki. Stąd względnie łatwo rozpoznać i odróżnić od siebie ich przedstawicieli. Na przykład „podażowcy” stale cytują krzywą Laffera, a marksiści operują charakterystycznym językiem klas.

Pomimo głębokich różnić w podejściu do polityki gospodarczej, te szkoły ekonomii mają trzy wspólne cechy.

Proste recepty pop-ekonomii

Po pierwsze, zazwyczaj każda z nich oferuje dogmatycznie jednoznaczną, prostą receptę na politykę gospodarczą. Nie ma sensu słuchać debaty między keynesistą a podażowcem, bo z góry można przewidzieć główną linię ich argumentów. Podażowiec na przykład na bank wspomni coś o uproszczaniu i obniżce podatków i walce z rozdętą administracją publiczną. Nawet jeśli dyskusja dotyczy krajów z relatywnie niskimi podatkami i ewidentnym systemowym niedofinansowaniem sektora publicznego jak w wypadku Polski.

Cecha druga: szkoły ekonomii cieszą się olbrzymią popularnością w „pop” dyskursie o polityce gospodarczej, często ją wręcz monopolizując. W polskich mediach królują komentatorzy ze szkoły podażowej.

Świetnym przykładem jest niedawna debata między Ryszardem Petru i Sławomirem Mentzenem. Jej organizatorzy nie wpadli na pomysł, aby zaprosić jakiegokolwiek nie-liberała, albo zorganizować kolejną z alternatywnymi głosami.

Łatwo też znaleźć Austriaków, keynesistów (jak popularny swego czasu Steve Keen), a w nowych mediach (na przykład na YouTubowych kanałach publicystycznych) nawet i marksistów, jak Richard Wolff.

Jaka szkoła zastąpiła stare szkoły ekonomii?

Biorąc pod uwagę „popularną” popularność tych szkół, ich trzecia wspólna cecha może zaskoczyć Czytelników: żadna z nich nie jest brana na poważnie przez współczesną ekonomię. Jeśli otworzycie porządne branżowe czasopismo albo pojedziecie na dobrą konferencję, nie znajdziecie Austriaków, marksistów, neoklasyków ani keynesistów.

Dzięki olbrzymiemu wsparciu z sektora prywatnego, Austriacy i podażowcy stworzyli alternatywną do publicznej akademii sieć think-tanków i czasopism. Najważniejsza instytucja Austriaków to amerykański Mises Institute, ufundowany przez braci Koch, libertariańskich „szejków naftowych” z USA.

Podażowcy wciąż są traktowani przez dziennikarzy i polityków jako domyślna opcja polityki gospodarczej.

I świetnie odnajdują się w polityce, jak na przykład główny doradca ekonomiczny Donalda Trumpa Larry Kudlow, a w Polsce Robert Gwiazdowski (co zabawne, były członek rady nadzorczej ZUS-u) i przedstawiciele FOR.

Marksiści pozostają zauważalną grupą w naukach społecznych, z prawdziwym wkładem badawczym we współczesnej socjologii i antropologii. Jednak Marksem w murach wydziałów ekonomii zajmują się w zasadzie tylko historycy myśli ekonomicznej.

Wreszcie, keynesiści mają swoje czasopisma i konferencje, ale to maleńka i hermetyczna grupa, z którą typowy ekonomista najpewniej nie zetknie się przez całą swoją karierę.

Czytelnicy pewnie się zastanawiają – jaka szkoła zastąpiła tamte stare szkoły ekonomii? Tymczasem odpowiedź może być zaskoczeniem: żadna!

Dzisiejszy główny nurt ma dużo bardziej „postmodernistyczny” charakter, w tym sensie, że podstawy jego paradygmatu pozwalają na znacznie większą elastyczność ideologiczną, niż wcześniejsze szkoły ekonomii.

Od ściany do ściany

Publicyści lubią myśleć o historii ekonomii jako o ruchu wahadłowym pomiędzy lewicowymi i prawicowymi dogmatami gospodarczymi. Jeśli prawicową szkołę neoklasyczną zastąpił lewicowy keynesizm, to lewicowy keynesizm w latach 80. musiał odejść na rzecz jakiejś szkoły prawicowej.

Niewątpliwie, autorzy tamtej rewolucji rzeczywiście byli liberałami gospodarczymi i nieraz firmowali taką politykę. Ale bardzo szybko okazało się, że tamta rewolucja, wedle popularnego powiedzenia, zjadła swoje dzieci. Dostaliśmy więc główny nurt, który w ogóle nie przypomina starych wielkich szkół.

Metafora wahadła ma jedną ciekawą cechę: sugeruje ona, że ekonomia nie rozwija się, tylko krąży od ściany do ściany.

Tymczasem nauki ekonomiczne w latach 80. przeszły zupełnie inną metamorfozę, przez którą w ogóle nie przypominają niczego wcześniejszego.

Odzwierciedlają to czasopisma naukowe, w których rzadko kiedy cytuje się artykuły sprzed lat 70. Oraz same studia ekonomiczne. Mikroekonomia sprzed II wojny światowej oraz makroekonomia sprzed lat 80. pojawiają się na nich raczej jako źródło intuicji i wprawka, taki „brodzik” dla młodych licencjatów.

Jak wyglądała ta rewolucja?

To tylko teoria

Klasyczny keynesizm w makroekonomii zakwestionowano w latach 70., bo przestał sobie radzić z opisem rzeczywistości Kryzysu Naftowego. W literaturze dość szybko zapanowała zgoda co do podstawowej metodologicznej wady modeli keynesowskich.

Opisywały one gospodarkę za pomocą mechanicznych relacji między zagregowanymi zmiennymi gospodarczymi, na przykład między PKB a bezrobociem. Tymczasem, żeby naprawdę zrozumieć te relacje, musimy opisać je na poziomie mikro, w tym przykładzie modelując rynek pracy jako miejsce interakcji między gospodarstwami domowymi i firmami, które starają się osiągnąć swoje indywidualne cele.

Dlaczego stanowiło to taką rewolucję w teorii ekonomii?

Ekonomiści bardzo szybko zdali sobie sprawę, że modele zbudowane na bazie „mikro” mogą się zachowywać dowolnie, w zależności od szeregu istotnych założeń: charakteru instytucji, interakcji aktorów rynkowych i ich wiedzy, wreszcie od interwencji państwa.

Okazuje się, że uczciwie zbudowany język teorii ekonomii ma jedną cechę wspólną z językiem potocznym: można w nim tak samo łatwo opisać przykłady porażek oraz sukcesów, i rynków i państw.

Stare szkoły ekonomii przyzwyczaiły nas do zupełnie odmiennego podejścia do teorii, które mnie wydaje się znacznie bardziej dogmatyczne. Teoria jest z góry „ustawiona” na konkretną wizję polityki gospodarczej, bo jest wobec niej wtórna, jest zaledwie narzędziem opisu i „reklamy” tejże wizji.

Gdzie się skrzywiła krzywa Laffera

Żeby to zrozumieć, sięgnijmy po niestandardowy przykład: wspomnianą wcześniej krzywą Laffera. Przewiduje ona następujący paradoks. Wzrost stawki podatków oznacza, że….

Dalszą, część artykułu znajdziecie na stronie OKO.Press gdzie artykuł ukazał się w oryginale.

***

Teksty takie jak ten powstają dzięki wsparciu naszych patronów. Jeśli nasza misja jest Ci bliska, możesz zostać jednym z nich lub zachęcić do tego znajomych

Podobne opinie i ekspertyzy

Strona wykorzystuje pliki cookies w celu prawidłowego jej działania oraz korzystania z narzędzi analitycznych, reklamowych i społecznościowych. Akceptuję Polityka prywatności